Reklama

Idzie jesień, za chwilę dzieci zaczną chorować na potęgę. Co można zrobić, by wzmocnić ich naturalną odporność? Co jest lepsze: środki ziołowe czy może szczepienia?
Wojciech Ozimek: Najlepiej tej naturalnej odporności dziecka po prostu nie niszczyć. A stosując te wszystkie „uodporniacze”, możemy osiągnąć właśnie taki skutek. Rodzice idą do pediatry i proszą: „Panie doktorze, niech pan da coś, żeby dziecko nie chorowało”. A lekarze przepisują swoiste szczepionki typu Broncho-Vaxom, Luivac czy Ribomunyl. Stosuje się je przez 3 miesiące i to zmniejsza podatność na nadkażenia bakteryjne i częstość zachorowań. Są sytuacje, w których taka szczepionka zrobi dziecku dobrze, ale to nie znaczy, że należy ją dawać każdemu. Drugi sposób wspomagania pracy systemu odpornościowego polega na podawaniu tych wszystkich echinacei i wyciągów z płetwy rekina albo np. niezwykle modnego ostatnio preparatu Transfer Factor, czyli wyciągu z siary krowiej, który ma bardzo silne działanie immunostymulujące. Pamiętajmy jednak, że nadmierna stymulacja układu odpornościowego nie zawsze daje takie rezultaty, jakie chcielibyśmy uzyskać.
Co się może stać poza tym, że układ odpornościowy zacznie pracować pełną parą, a dziecko wreszcie przestanie chorować?
Wojciech Ozimek: Moim zdaniem to osłabia naturalną odporność w sposób bardzo znaczący. Szczególnie że bardzo często się zdarza, iż rodzice – oczywiście w dobrej wierze – przekraczają zalecany czas leczenia. Na zasadzie: skoro jest efekt, to będziemy dziecku ten lek dawać przez cały rok i dzięki temu ono przez cały rok nie będzie w ogóle chorować. Kłopot w tym, że nigdy do końca nie wiemy, w jaki sposób ten preparat zadziała. Szczególnie jeśli podaje się go – jak to się często zdarza – wbrew temu, co napisano na ulotce – dzieciom, które nie ukończyły trzech lat. Ale także u starszych dzieci istnieje ryzyko, że częste stosowanie takich środków może rozleniwić układ odpornościowy. Potem bez takiej stymulacji nie będzie spełniał swojego zadania.
To może probiotyki? Na rynku jest mnóstwo preparatów tego typu...
Wojciech Ozimek: No właśnie – tylko nigdy nie wiemy, czy są w nich właśnie te probiotyki, których dziecko potrzebuje. Ja byłbym ostrożny i nie podawał dzieciom takich środków profilaktycznie. Z tego samego względu, co szczepionek i innych środków wspomagających odporność. Zdrowy układ immunologiczny powinien samodzielnie zwalczyć chorobę. Bez pomocy z zewnątrz.
A witaminy? Może choć one trochę pomagają?
Wojciech Ozimek: Idea podawania witamin w tabletkach jest dyskusyjna. Tak naprawdę wystarczy dzieci prawidłowo żywić. A niektórzy rodzice najpierw dają dzieciom niezdrowe jedzenie, potem chcą ten grzech zatrzeć, pakując w nie witaminy. Jeżeli dieta jest prawidłowo skomponowana, witaminy nie są potrzebne.
A prawidłowe skomponowanie diety polega oczywiście na tym, że dbamy, by dziecko jadło dużo owoców i piło pełne naturalnych witamin soki...
Wojciech Ozimek: Tak się niekiedy rodzicom wydaje. Jednak dzieci w Polsce jedzą zdecydowanie za dużo owoców, a za mało warzyw. Te proporcje należałoby odwrócić. Dzieci nie powinny jeść też cukru – są teorie, według których cukier obniża odporność. Dlatego byłbym ostrożny z podawaniem soków owocowych. Co nie znaczy, by w ogóle ich nie dawać. Chodzi raczej o to, żeby dziecko nie piło soków zbyt dużo.
A czekolada, kakao? Podobno są zdrowe.
Wojciech Ozimek: Żyjemy w kraju, w którym ludziom brakuje magnezu wspierającego działanie układu odpornościowego. Uważa się więc, że dzieciom należy dawać zawierającą ten magnez czekoladę. I to jest do pewnego stopnia prawda, pod warunkiem że to prawdziwa czekolada i prawdziwe kakao, a nie jakieś produkty, w których samej czekolady jest niewiele, za to mnóstwo emulgatorów i tłuszczów trans. No i oczywiście ogromna ilość cukru, który – jak już wspomniałem – odporność osłabia.
To co zrobić, żeby tej odporności nie niszczyć?
Wojciech Ozimek: Prawda jest taka, że odporność dziecko zdobywa właśnie wtedy, gdy choruje. I taka odporność jest trwała. Dużo trwalsza od tej, jaką można uzyskać, stosując szczepionki. Wbrew temu, co sądzą niektóre mamy, przesadne chronienie dziecka przed zarazkami wcale systemu immunologicznego nie wzmacnia. Wręcz odwrotnie: nie pozwala mu się rozwijać.
Czy to oznacza, że błędem jest np. wyparzanie wszystkiego, z czym dziecko się styka?
Wojciech Ozimek: W pierwszych miesiącach życia takie postępowanie jest uzasadnione. Ale kiedy dziecko ma rok i więcej, wystarczy po prostu zachowywać normalne zasady higieny.
Jakie jeszcze błędy popełniają rodzice?
Wojciech Ozimek: Na pewno nie pomaga przegotowywanie wszystkiego, nawet wody mineralnej (bo z tym również się zetknąłem). W ten sposób woda zostaje pozbawiona wszelkich wartości, ale niektórym rodzicom trudno jest to wytłumaczyć. Boją się, że jeśli wody nie przegotują, to będą w niej „zarazki”. Panuje też nieuzasadnione przekonanie, że dziecko powinno pić wyłącznie ciepłe napoje, bo inaczej się przeziębi. To kompletnie bez sensu. Amerykanie nie chorują na gardło dlatego, że jedzą dużo lodów. W ten sposób har tują gardło. Zimne napoje mają podobne działanie.
Co jeszcze sprawia, że odporność się obniża?
Wojciech Ozimek: W Polsce panuje obyczaj zbyt ciepłego ubierania małych dzieci. I chronienia ich przed chłodem, wiatrem, deszczem. A tymczasem należy postępować odwrotnie. Dzieci powinny biegać po podwórku także wtedy, kiedy na dworze wieje wiatr i pada deszcz. Dla dziec ka każda pogoda jest dobra. Wystarczy, żeby włożyło kurtkę i kalosze.
Rodzice się boją, że malca „zawieje”...
Wojciech Ozimek: Dużo większe ryzyko zachorowania istnieje właśnie wtedy, gdy dziecko będzie siedziało w domu i nie damy mu możliwości, by powoli przyzwyczajało się, że na zewnątrz robi się chłodniej. W końcu przecież musi z domu wyjść, a jeśli nie będzie przygotowane na niższą temperaturę, to faktycznie łatwiej może się przeziębić.
A jeżeli będzie zahartowane, to nie zachoruje? Na przykład wtedy, kiedy zacznie chodzić do przedszkola.
Wojciech Ozimek: Prawdopodobnie zachoruje, bo w przedszkolu dziecko jest pod ciągłym obstrzałem zarazków.
Z badań przeprowadzonych przez Grupę IQS wynika, że niemal 60 proc. matek twierdzi, iż kiedy dzieci idą do przedszkola, ich odporność się obniża. To może idealnie byłoby dziecka do przedszkola nie posyłać? Przynajmniej póki jest małe i jego system odpornościowy nie jest na tyle si lny, by przed tymi zarazkami się uchronić.
Wojciech Ozimek: Tylko ciekawe, w jaki sposób ten układ odpornościowy miałby się stać silniejszy, jeśli nie będzie się stykał z zarazkami. To, co powiem, z pewnością nie spodoba się wielu rodzicom, szczególnie tym, którzy uważają, że dziecko w ogóle nie powinno chorować. Otóż dziecko właśnie chorować powinno. I jeśli łapie jakąś infekcję raz w miesiącu – wszystko jest w porządku, bo to oznacza, że jego układ odpornościowy uczy się walczyć. Oczywiście nie mówię tu o ciężkich chorobach (zapaleniach płuc czy opon mózgowych), tylko o zwykłych przeziębieniach i katarach.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama