– Nie jesteś obiektywna – złości się mój syn, kiedy próbuję z nim porozmawiać o jego żonie Kasi. – Ciągle się jej czepiasz! 

– Synku – odpowiadam. – Jak mam się nie czepiać? Chodzisz zmarnowany, schudłeś, ubranie na tobie, jak psu z gardła, a ona paznokcie ma na trzy centymetry! Jak koci pazur! Czy ty w ogóle jesz jakieś obiady?

– Jem, jem… Nie martw się. 

Kłamie. Wiem, że moja synowa nie gotuje: „Są restauracje, bary, stołówki” – śmieje się. – „Nie mam ambicji kulinarnych. Zresztą, ja jestem na diecie!”

Faktyczne, jest szczupła, zgrabna, wymuskana, pachnąca… Kto jej nie zna, nie pomyśli nawet, że ta elegantka ma w swoim domu chlew! Mój syn czasami próbuje to ogarnąć. Robi pranie, odkurza, wynosi śmiecie, wyrzuca sterty kolorowych gazet, ale wszystko na nic! Filiżanki po kawie, przybory do manikiuru, lakiery, chusteczki higieniczne, bielizna osobista – wszystko wala się w nieładzie po meblach i podłodze. Jej to nie przeszkadza!

Moja synowa ma czterdziestkę z małym okładem, ale wygląda na młodszą. Dba o siebie, kupuje drogie kremy, sama mówi, że na urodę poświęca dziennie kilka godzin.

– To inwestycja – tłumaczy. – Co z tego, że w domu miałabym błysk, skoro sama wyglądałabym jak brudny mop? Faceci uciekają od takich kobiet! Zjedzą, wypiją i wioo do ślicznej laluni, która nie sprząta, ale jest wulkanem w łóżku! U mojej matki można było jeść z podłogi, a kochany tatuś i tak ją zostawił! Na sprawie rozwodowej, jako powód podał brak fizycznego dopasowania. Wolał miłosne figo fago niż jej zapiekanki. Takie jest życie!

Zobacz także:

Nieśmiało protestuję, że przecież można to chyba jakoś pogodzić, ale synowa prycha jak kotka.

– Pewnie! Kochanka, służąca i kucharka w jednym! Z jakiej, niby racji?

– Bo jesteś kobietą – przekonuję. 

Mam jedną wnusię. Widuję ją rzadko, bo synowa wymyśliła drogą, prywatną szkołę z internatem i tam wpakowała Michalinkę zaraz po gimnazjum. Uznała, że nauczyciele lepiej zaopiekują się jej dzieckiem, a poza tym nauczą języków obcych i wszystkiego, co jej będzie potrzebne w życiu. Misia nie chciała opuszczać domu, płakała, ale synowa się uparła!

– Daję ci szansę na lepsze wykształcenie i życie – mówiła. – Kiedyś to docenisz!

Mój syn nie miał nic do gadania

Ożenił się z wielkiej miłości. On, przeciętny blondynek bez szczególnego powodzenia u dziewczyn nagle znalazł gwiazdkę z nieba! Chyba była jego pierwszą, więc tym bardziej zwariował na jej punkcie… Szybko się oświadczył, żeby mu jej ktoś nie sprzątnął sprzed nosa; na pierścionek z brylantem oboje wzięliśmy spore pożyczki!

Zastanawiałam się, czemu ona za niego wyszła? Po latach doszłam do wniosku, że dobrze to wykombinowała! Wiedziała, że przy nim nie musi się wysilać, że może robić, co chce, a on i tak będzie na nią patrzył jak cielę na malowane wrota! I tak było… Wszystko jej wybaczał. Kiedy przeciągnęła strunę, wystarczyło, że się połasiła, poprzytulała, schowała kocie pazury, pomiziała miękką łapką i już było dobrze…

Wnuczka za rok zdaje maturę. Już zapowiedziała, że do domu nie wróci; rodzice mają jej sfinansować zagraniczne studia. Synowa jest z tego dumna, w ogóle nie dostrzega, że jej córka jest coraz bardziej obca, że rośnie na roszczeniową egoistkę.

Mój syn ciężko pracuje, żeby na wszystko nastarczyć. Poza tym ucieka z domu w robotę, wraca na noc, czasami wstępuje do mnie na zupę. Synowa ma zajęcie w eleganckiej perfumerii. Stoi za szklaną ladą i bardzo tam pasuje. Wygląda jak żywa reklama środków do pielęgnacji urody! Wieczorami chodzi na fitness, masaże i do kosmetyczki… Stamtąd telefonuje do mojego syna z wytycznymi.

– Pusta lodówka – mówi. – Kup sery, jogurty i warzywa dla mnie.

– A dla mnie, co mam kupić? – syn próbuje się dowiedzieć, czy ma szanse na obiad lub kolację.

– Co chcesz! To ty będziesz jadł. Skąd ja mam wiedzieć, na co masz ochotę?!

W weekendy śpi do południa. Twierdzi, że nienawidzi sobót i niedziel, bo w domu jest nudno i w telewizji nie ma nic ciekawego do oglądania. Zwykle się wtedy kłócą; synowa szuka zaczepki, a że ma cięty język, awantura wybucha o byle co.

Na urlopy jeżdżą osobno. Mój syn wędkuje i kocha spartańskie, biwakowe warunki. Rozbija namiot i od świtu do nocy siedzi nad wodą. Mówi, że ładuje akumulatory. Synowa kupuje zagraniczne wycieczki. Ona musi mieć luksus, tłum ludzi dookoła i egzotyczne krajobrazy. W jednym są oboje zgodni; kiedy się pytam, jak było, odpowiadają identycznie: „fajnie!”. Niczego więcej się człowiek nie dowie.

Po ostatnich wakacjach coś się jednak zmieniło…

Syn wrócił opalony, wypoczęty, wesoły, pełen energii. Coś się w nim zmieniło... Jakby ktoś żarówkę stuwatową w nim zapalił! Od razu zauważyłam, że dba o siebie. Kupił kilka nowych koszul, buty, dżinsy, zaczął się codziennie golić, modnie ostrzygł włosy…

– Noo – powiedziałam – teraz będzie w domu para modnisiów. Super się prezentujesz synku, nareszcie!

Tylko się uśmiechnął, ale moje matczyne serce od razu wiedziało, że coś jest na rzeczy!

Minęło trochę czasu, nim puścił farbę.

– Mama pamięta Zuzannę? – zapytał.

– Tę z kółka sportowego w szkole? Pewnie, że pamiętam… Co z nią?

– Spotkaliśmy się niedawno. Jest wuefistką w podstawówce. Dzieciaki ją uwielbiają. Sam widziałem…

– Ma rodzinę?

– Rozwiodła się. Ma syna. Była na obozie harcerskim niedaleko mojego łowiska. Nic się nie zmieniła…

Dawno nie widziałam w oczach mojego syna takiego błysku! Jakby mu z dziesięć lat ubyło, tak się wyprostował i poweselał.

– Mama wie, że ona też wędkuje?

Od słowa do słowa dowiedziałam się, że na tym urlopie spotykali się codziennie. Wspominali stare dzieje, zwierzali się sobie i bardzo się do siebie zbliżyli.

– Zuza jest super – zachwycał się mój syn. – Naturalna, zabawna, szczera… I jak gotuje! Mama wie, że ona na ognisku potrafi zrobić omlet i to taki, że nawet mama by się nie powstydziła!

Zorientowałam się, że mój syn albo już wpadł, albo zaraz to się stanie! Jego małżeństwo wisiało na włosku!

– Ale urlopy się przecież kończą – drążyłam. – Chyba się już nie spotykacie?

– Dlaczego niby mielibyśmy się nie spotykać? Zuzanna mieszka w naszym mieście, parę ulic dalej… To prawdziwy cud, żeśmy się dopiero teraz namierzyli!

– Więc bywasz u mniej?

– Byłem parę razy. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak tam jest miło! Czyściutko, gustownie, po prostu, jak w prawdziwym domu! I pachnie ciastem ze śliwkami.

– Twoim ulubionym?

– Tak. Moim ulubionym. I ona cała pachnie jakoś domowo, swojsko, jak ciepła drożdżówka. I wcale nie jest na diecie!

Postanowiłam zapytać wprost:

– Ty się zakochałeś?

– Nie wiem. Chyba jeszcze nie, ale jestem na dobrej drodze.

– Masz przecież żonę, córkę… Chcesz rozwalić rodzinę?

– Jaką żonę? – wybuchnął. – Mam zimną lalę z wystawy w drogerii. Jaki dom? Ten syf i bałagan nazywasz domem? A córka i tak ma mnie w nosie. Chce tylko kasy!

– Też na to pracowałeś...

– Więc mam zamiar skończyć tę fikcję. Chcę normalnie żyć. Mam prawo?

Co miałam odpowiedzieć? Nie lubię mojej synowej, złości mnie, uważam, że jest okropna, ale to jednak ślubna żona mojego syna i matka jego dziecka.

Nie przyłożę ręki do rozwalenia ich małżeństwa

Wykręcam numer jej komórki.

– Jest bardzo ważna sprawa – mówię. – Przyjedź do mnie po pracy.

– Jaka sprawa? – pyta.

– Ważna! Ale, jeżeli masz to w nosie, nie przyjeżdżaj.

– Przyjadę. 

Mój syn odmłodniał i wyprzystojniał, ona się postarzała i zbrzydła. Jest niedbale umalowana, ma odrosty i o zgrozo, plamkę na bluzce. 

– Kiepsko wyglądasz... – zaczynam.

Od razu wybucha płaczem. Chyba pierwszy raz widzę ją taką rozmazaną. 

– Marek chyba ma jakąś babę – szlocha. – Mama nawet nie wie, jak on się zmienił!

– To znaczy?

– Znika na całe wieczory. W sobotę i niedzielę też siedzę sama.

– Do tej pory też raczej nigdzie razem nie wychodziliście.

– Niech mnie mama nie dobija!

– Nie mam zamiaru. Sama wyciągaj wnioski…

Ale ona tylko się nad sobą użala. Opowiada, jaka jest nieszczęśliwa, jaka biedna, jak sobie nie radzi z sytuacją.

– Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego, że on sobie kogoś przygrucha! Oczy wydrapię tej małpie!

– Co ci to da?

– Zemszczę się!

– Na tym ci zależy?

– Nikt nie będzie się wyśmiewał, że mnie mąż zostawił dla innej.

– Tylko o to chodzi, żeby się z ciebie nie śmiali?

– A, o co jeszcze?

– Myślałam, że kochasz Marka. Wprawdzie po swojemu, ale jednak kochasz.

– To on ma kochać mnie! Lepszej nie znajdzie! Zobaczy mama, będzie żałował!

Moja synowa szlocha ze złości. Nie widzi swojej winy w tym, co się dzieje. Robi z siebie ofiarę, oskarża cały świat! Najwyższy czas, żeby ktoś jej otworzył oczy…

– Jesteś głupia – mówię. – Wszystko przegrasz. Nic ci nie zostanie.

Wytrzeszcza oczy.

– Jak mama może? Nigdy mnie mama nie lubiła…

– To prawda. I wcale ci nie współczuję. Masz, na co zapracowałaś…

Wywalam, co mam na wątrobie. Że jest leń i bałaganiara. Że święty by z nią nie wytrzymał. Że Marek i tak długo z nią był, ale się w końcu zmęczył i znudził…

– Wiem, że jest na horyzoncie inna kobieta i że to twoje przeciwieństwo. Nie mam pojęcia, jak daleko to już zaszło i czy nie jest za późno na to, żebyś poszła po rozum do głowy. Wiem tylko, że jeśli się nie zmienisz, nie masz szans na utrzymanie rodziny. Zostaniesz sama…

– Niech mi mama pomoże – prosi.

– Nie ma mowy. To twoja sprawa. Posprzątaj, co nabałaganiłaś!

– Ale ja nie dam sobie rady!

– Jesteś inteligentna, sprytna, ładna…Potrafisz być cwana, jeśli chcesz! Masz swój rozum. Zależy ci na Marku?

Długo milczy, ale kiedy się w końcu odzywa, wiem, że mówi prawdę.

– Nie wyobrażam sobie życia bez niego.

– To walcz. Tylko już schowaj te swoje kocie pazury! Jeszcze nie wszystko stracone. Powodzenia…