Tego nie wiedziałam nim zostałam mamą
Przeczytałaś wiele mądrych poradników, słuchałaś opowieści koleżanek i buszowałaś w internecie. Sądzisz, że na temat dzieci wiesz już wszystko... Są jednak rzeczy, o których nigdzie nie przeczytasz. Posłuchaj zwierzeń naszych czytelniczek, które prawdę o macierzyństwie poznały dopiero gdy zostały matkami.
- Małgorzata Wójcik, Naj
MONIKA KLIMKOWSKA, MAMA 5,5-LETNIEJ ZOSI ORAZ 2-LETNIEJ MADZI
Słyszałam kiedyś wywiad z wokalistką Agnieszką Chylińską. Mówiła, że jej poród to nie była żadna magiczna chwila, tylko jedno wielkie cierpienie. Myślałam wtedy: „Ma kobieta rację. Jak można płakać ze szczęścia, gdy ledwie żyjesz z bólu?!”. Nie wiedziałam jednak, że opowieści o łzach wzruszenia są absolutnie prawdziwe... Momentu, w którym urodziło się moje pierwsze dziecko, nie zapomnę do końca życia. To była naprawdę cudowna chwila, nieporównywalna z niczym innym. Ale to niejedyna rzecz, która zaskoczyła mnie w macierzyństwie. Zanim zostałam mamą, nie wiedziałam na przykład, że dzieci budzą się w nocy tak często – i przez tak długi czas! Słyszałam od koleżanek, które urodziły wcześniej ode mnie, że niemowlęta „nie dają spać”, ale myślałam, że to znaczy, iż budzą się raz, dwa razy w nocy, i to wyłącznie przez pierwsze 2–3 miesiące życia. Tymczasem Zosia potrafiła domagać się w nocy piersi nawet pięć razy, a Madzia do tej pory, regularnie, kilka razy w nocy woła mnie do siebie, by ją przytulić, przykryć, odkryć, pogłaskać itd. W efekcie nie przespałam ani jednej pełnej nocy od ponad 5 lat! I to, co mnie zaskoczyło, to fakt, że mimo wszystko jestem w stanie normalnie funkcjonować: każdego ranka znajduję siłę, by wstać, ubrać się, wyprawić Zosię do przedszkola, a potem cały dzień włóczyć się z Magdą po lesie, robić zakupy, zajmować się domem… Nie sądziłam, że mam w sobie tyle siły, podobnie jak nie podejrzewałam siebie o taką cierpliwość, odpowiedzialność, zorganizowanie i czujność. No właśnie – czujność. Dużym zaskoczeniem dla mnie jako matki było to, że kobieta, która ma dzieci, chyba nigdy nie przestaje się o nie martwić i nad nimi czuwać. Musi być w pogotowiu i ciągle uważać: na śpiącego noworodka – czy oddycha, na raczkującego niemowlaka – czy nie znajdzie czegoś na dywanie i nie połknie, na dwulatka – czy się nie przewróci... I jeszcze jedno: nie wiedzia- łam, że będzie mi dane powrócić do świata dzieciństwa. Odkąd mam córeczki, znów bawię się lalkami, robię babki z piasku i wymyślam bajki o zaczarowanych królewnach. Takie zabawy przypominają mi cudowne czasy, kiedy moim jedynym problemem było, jaką jeszcze książeczkę przeczytać…
ANNA KRAWCZYŃSKA MAMA 2,5-LETNIEGO STASIA
Mam starszą siostrę, mamę dwóch dziewczynek, więc zanim sama zaszłam w ciążę, miałam jako takie pojęcie o dzieciach i macierzyństwie. Ale gdy urodził się Staś, zrozumiałam, że obserwowanie siostry i zajmowanie się jej córeczkami to jedno, a posiadanie własnego dziecka i opiekowanie się nim – to drugie. Gdy siostra studiowała, zdarzało mi się po kilka godzin dziennie spacerować z jej maleńką córeczką wokół uczelniMyślałam, że ze mną będzie podobnie: odchowam dziecko, a potem pójdę do pracy albo będę zostawiać je mamie, mężowi. Nie wiedziałam, że tak trudno będzie mi się z nim rozstawać. Od pierwszych dni życia synka czułam się „uzależniona” od Stasia. Żartuję czasem, że wtedy, na początku mojego macierzyństwa, to chyba ja bardziej potrzebowałam być przy dziecku niż dziecko przy mnie. Przez pierwsze 3 miesiące nie zostawiłam go ani na godzinę. Nie wyobrażałam sobie, by np. iść do sklepu, a synka powierzyć mężowi – któremu przecież ufam bezgranicznie – czy mojej mamie. Myślałam: „A co, jak Stasio zacznie płakać albo będzie głodny? Przecież tylko ja potrafię się nim zająć!”. Nie spodziewałam się też, że nadejdzie taki moment, kiedy będę wolała zrezygnować z kina lub kosmetyczki po to, by jeździć ze Staśkiem plastikowym autkiem po dywanie. A tak właśnie jest. Zaskoczyło mnie jeszcze jedno: wiedziałam, że dziecko to obowiązek, ale nie sądziłam, że od 2,5 roku nawet przez minutę nie będę się nudziła. Stasio zapewnia mi zajęcie 24 godziny na dobę. Nawet gdy śpi, to ja zajmuję się domem, piorę jego rzeczy, sprzątam jego zabawki albo po prostu siedzę z mężem i przypominamy sobie, co śmiesznego powiedział lub zrobił dziś nasz synek. I to też jest dla mnie zaskoczenie: nie wiedzia- łam, że dziecko aż tak przewartościowuje życie rodziców. Że ważniejsze od rozrywek czy pracy będzie nauczenie Stasia nowego wierszyka albo namówienie go na zupkę.
MARTYNA STAŃCZYK, MAMA 1,5-ROCZNEGO ANTOSIA
Gdyby ktoś mnie zapytał, czego nie wiedziałam o dzieciach, nim zostałam matką, musiałabym odpowiedzieć, że... wszystkiego. Macierzyństwo zaskoczyło mnie zupełnie. I nie dlatego, że nie chodziłam do szkoły rodzenia. Przeciwnie: zapisałam się, a zajęcia, na które uczęszczałam, uważam za bardzo dobre. Dowiedziałam się na nich wiele o porodzie, karmieniu i pielęgnacji maleństwa. Ale to była tylko teoria, która w zderzeniu z rzeczywistością nie wystarczała. Nie dowiedziałam się, na przykład, jak wiele trzeba mi będzie cierpliwości, siły i samozaparcia do wychowania tak energicznego dziecka, jakim jest Antek. Nie sądziłam, że będę miała tyle wyrozumiałości dla synka. Antoś jest rozrabiaką, który potrafi pomazać ściany, zrobić scenę sklepie. A ja za każdym razem mu wybaczam, przytulam i z anielską cierpliwością naprawiam po nim szkody. Nie wiedziałam, że tak świetnie odnajdę się w macierzyństwie! Już dziś myślę z niepokojem, jak to będzie, gdy synek pójdzie do przedszkola? Będzie mi go zwyczajnie brakowało! I chcę mieć więcej dzieci. Kiedyś bałam się, że poród może zniechęcić mnie do dalszych prób, ale teraz wiem, że kobieta szybko wypiera złe wspomnienia. Gdy spoglądam na synka, nie pamiętam bólu i ciągnących szwów po cesarce...