Najmądrzejsze najpiękniejsze
Jestem taki piękny! – mówi mój synek Wojtuś. Całe szczęście nie mówi tego spoglądając w lustro i poprawiając złociste loki, bo tego bym już chyba nie zniósł!
- Rodzice
Dlaczego Wojtuś sądzi, że jest piękny? Z tego samego powodu, dla którego sądzi, że jest mądry, cudowny, boski. To my – rodzice – wmówiliśmy mu to! Bo dziś dzieci od najmłodszych lat wychowuje się tak, by czuły się jak gwiazdki przeciętnej opery mydlanej. Cały świat je wielbi i kocha, chociaż tak naprawdę są zwyczajne. Kiedyś było inaczej… Gdy chodziłem do szkoły, nauczyciel rzucał w nas szmatą do ścierania tablicy i nazywał miernotami, które jeżeli w ogóle ukończą szkołę, będą śmieciarzami i sprzątaczkami. (A tu proszę! Nie dość, że nie jeżdżę śmieciarką, to jeszcze piszę felietony dla „Rodziców”, więc nie jest źle!)
Wszystko jest chwalone! Nawet, gdy mój synek siada na nocnik, żeby zrobić kaka, jak tylko coś wpadnie do środka, odzywa się muzyka! Mozart czy Beethoven. „O radości iskro bogów!”. (Ciekawe, czy gdy mój syn jako dorosły wybierze się do filharmonii, przypomni sobie tę melodię z dzieciństwa i błogie chwile, jakie spędził na nocniku?).
Czy wychowujemy narcyzów, żeby zrekompensować sobie lata poniżeń? Czy nie przesadzamy z tym wmawianiem dzieciom, że są aniołami? Czy chcemy żyć w świecie nadętych gwiazdek seriali, tyranizujących otocznie, bo przecież są jedyne w swoim rodzaju?
Nie wiem! Wiem, że teraz muszę iść powiedzieć synowi, że jest absolutnie, cudownie, niezaprzeczalnie doskonały!
Sebastian Łupak, tata 3-letniego Wojtusia
autor jest dziennikarzem Gazety Wyborczej