Czy szkoły są bezpieczne?
Eksperci alarmują, że w naszym kraju może powtórzyć się sytuacja jak w Niemczech czy USA, gdzie zdesperowani uczniowie strzelali do swoich kolegów. Przemoc fizyczna i psychiczna w szkołach, powodująca frustrację, a także coraz powszechniejsze wśród młodzieży depresję i skłonności samobójcze doprowadziły do tych tragedii. Problemy te dotyczą tez coraz częściej polskich nastolatków.
- Edyta Urbaniak, Naj
Ateny, 10 kwietnia. Podczas strzelaniny w szkole zostali ranni czterej uczniowie oraz zamachowiec – 19-latek, który chwilę po otwarciu ognia do kolegów strzelił sobie w głowę. W jego kieszeni znaleziono list, z którego treści wynikało, że w szkole był poniżany. 11 marca, przedmieścia Stuttgartu. Do szkoły średniej wchodzi jej były uczeń, 17-letni Tim Kretschsmer. Jak zawsze, ubrany jest na czarno. Wyciąga pistolet i zaczyna strzelać. Zabija troje nauczycieli, osiem dziewcząt i chłopca w wieku 14 lat. Uciekając skradzionym autem, zabija troje przechodniów i ciężko rani dwóch policjantów. Osaczony, popełnia samobójstwo. 23 września 2008 r., Kauhajoki, Finlandia. Tuż przed godz. 11.00 Matti Juhasi Saari, 22-letni uczeń szkoły zawodowej dla dorosłych, wchodzi do klasy, gdzie odbywa się egzamin. Strzela na oślep. Zabija 10 uczniów, a na końcu siebie. 2007 r., stan Wirginia, USA. Do uniwersytetu Blacksburg wkracza uzbrojony 23-letni Seung Hui Cho. Strzela do swojej byłej dziewczyny, potem zabija jeszcze 31 studentów i popełnia samobójstwo. Do podobnych tragedii dochodzi coraz częściej na całym świecie. Czy polscy uczniowie mogą czuć się bezpieczni?
Ważna jest profilaktyka
– Niestety, nie możemy wykluczyć, że taka sytuacja nie będzie miała miejsca w Polsce. Podłoże społeczne dla takich tragedii już jest: frustracje, załamania nerwowe, depresje, kryzys psychiczny. Dotykają one i naszej młodzieży – uważa Krzysztof Liedel, dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas w Warszawie. To prawda. Coraz częściej słyszymy o rosnącej agresji młodych ludzi wobec rówieśników, a nawet nauczycieli. Przykład? W 2002 r. 23-letni Kamil P., spokojny, cichy student drugiego roku informatyki na Politechnice Gdańskiej zabił siekierą asystenta i ciężko ranił wykładowcę. Strach pomyśleć, co by się działo, gdyby zamiast siekiery przyszedł uzbrojony w karabin. W Polsce dostęp do broni jest trudniejszy niż w USA, ale dla chcącego nic trudnego. Wielu Polaków jest np. myśliwymi. – Gdy ktoś już zaczyna strzelać, wiele zrobić się nie da. Dlatego trzeba stawiać na profilaktykę – podkreśla Krzysztof Liedel. Nauczyciele i pedagodzy powinni uważnie obserwować młodych ludzi, reagować na dziwne, inne niż dotychczas zachowania. Na przykład, gdy ktoś nagle zaczyna ubierać się wyłącznie na czarno czy w stroje militarne lub gdy grozi kolegom. Bywa, że przed dramatycznymi wydarzeniami potencjalny zamachowiec wspomina o swoich planach na forach internetowych. W marcu br. brytyjski nastolatek właśnie w internecie „pochwalił się”, że podpali swoje liceum. Dzięki szybkiej reakcji internauty, który powiadomił policję, nie do doszło do tragedii. 16-latek został aresztowany, gdy wchodził do szkoły z bańką benzyny. Czy można zapobiec tragedii? Trzeba próbować. Precyzyjne modele reagowania w sytuacjach kryzysowych, procedury określające współpracę policji, służb ratowniczych i pedagogów pozwalają jeśli nie zapobiec, to zmniejszyć rozmiary tragedii. W Niemczech dyrektor szkoły w Winnenden po pierwszych strzałach zamachowca powiedział przez megafon: „Nadeszła pani Koma”. Był to umówiony sygnał, by natychmiast zamknąć na klucz drzwi klas. Dzięki ostrzeżeniu, ofiar było mniej. – W polskich szkołach nie ma tak precyzyjnego systemu reagowania. Nie wynika to z zaniedbań, ale... braku potrzeb. Warto jednak o tym pomyśleć – uważa Małgorzata Palanis, wizytator i rzecznik prasowy podlaskiego kuratora oświaty.
Błogi spokój decydentów
Kto miałby opracować taki system? Grzegorz Żurawski, rzecznik prasowy Ministerstwa Edukacji Narodowej, wyjaśnia, że za bezpieczeństwo uczniów odpowiadają dyrektorzy szkół oraz jednostki samorządowe, którym one podlegają. – W szkołach muszą obowiązywać procedury zachowań w różnych sytuacjach zagrożenia, dostosowane do warunków lokalnych. My ze strony rządowej fi nansujemy monitoring w szkołach. W latach 2007–2009 przeznaczamy na to 100 mln zł – wylicza rzecznik MEN. Od 1 września tego roku w szkołach gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych ma zacząć obowiązywać nowy przedmiot „Edukacja dla bezpieczeństwa”. Uczniowie będą się na nim uczyć m.in. zasad postępowania w sytuacjach różnych zagrożeń, np. ataku terrorystycznego, zasad ewakuacji, jak udzielić pierwszej pomocy lub przetransportować rannego. A co z policją i pogotowiem ratunkowym – służbami powołanymi by zapewnić nam (oraz naszym dzieciom!) bezpieczeństwo? Niestety, w Polsce nie ma ujednoliconych, obowiązujących w całym kraju procedur zachowań policji czy pogotowia ratunkowego w przypadku ataku szaleńca w szkole. Pracownicy Ministerstwa Zdrowia i Komendy Głównej Policji powtarzają za MEN, że za bezpieczeństwo uczniów odpowiadają dyrektorzy placówek. To oni mają określić, jak reagować w sytuacjach krytycznych. Tylko czy dyrektor szkoły – osoba powołana do prowadzenia placówki edukacyjnej – poradzi sobie w sytuacji, gdy ktoś zacznie strzelać?
JAK ROZPOZNAĆ ZAGROŻENIE?
Zaniepokoić powinny nas:
■ Nietypowy strój, np. jeśli ktoś zaczyna ubierać się na czarno lub w stroje militarne i czyni to demonstracyjnie.
■ Jeśli zauważymy, że ktoś chowa coś pod kurtką, ma na plecach wielki plecak czy większa niż zwykle torbę na ramieniu, a jego zachowanie jest nerwowe.
■ Obce, szczególnie dziwnie zachowujące się osoby na terenie szkoły.