Co uczeń je w szkole?
Badania przeprowadzone kilka lat temu wykazały, że około 12% uczniów ma nadwagę, a 5% – otyłość. Liczby te z roku na rok rosną. Jedną z przyczyn jest zły sposób odżywiania w szkole. Znaleźliśmy rodziców, którzy poradzili sobie z tym problemem.
- Małgorzata Wesołowska, Naj
1 z 4
uczen
Badania przeprowadzone kilka lat temu wykazały, że około 12% uczniów ma nadwagę, a 5% – otyłość. Liczby te z roku na rok rosną. Jedną z przyczyn jest zły sposób odżywiania w szkole. Znaleźliśmy rodziców, którzy poradzili sobie z tym problemem.
2 z 4
shutterstock_46176949
Wygraliśmy wojnę ze sklepikami MONIKA KOSTERA, mama 13-letniego Michała Zawsze starałam się odżywiać Michała zdrowo. Na szczęście nigdy nie grymasił na widok warzyw na talerzu, lubi też owoce. Od małego przyzwyczaiłam go do picia wody, zamiast słodkich soków i sztucznie barwionych napojów. Ale gdy Michał poszedł do szkoły, straciłam kontrolę nad tym, co je. Początkowo kupował obiady w stołówce, ale z czasem z nich zrezygnował. Chyba w IV czy V klasie zorientowałam się, że kieszonkowe wydaje w sklepiku na słodycze i chipsy. Ponieważ tak robiła większość dzieci, wiedziałam, że nie zabronię tego Michałowi. Postanowiłam zacząć działać od drugiej strony. Porozmawiałam z innymi rodzicami i na którymś zebraniu razem z radą szkoły zwróciliśmy się do dyrekcji z prośbą o wycofanie ze sklepiku niezdrowych produktów. Początkowo nie było reakcji, ale gdy rada zagroziła zmianą ajenta – wprowadzono zmiany. W ciągu tygodnia z półek sklepiku zniknęły chipsy, ciastka i inne słodycze, a ich miejsce zajęły kanapki i drożdżówki (zgodziliśmy się na ich sprzedaż). Napoje z puszek zastąpiły soki naturalne i woda mineralna. Choć dzieciaki nie były zachwycone zmianami, to jednak szybko przestawiły się na nowe menu.
3 z 4
shutterstock_79311355
Zaczęłam regularnie gotować obiady MAGDALENA BODZOŃ, mama 8-letniej Justyny i 4-letniej Tosi W zerówce i pierwszej klasie moja córka jadła obiady w szkole, dostawała też drugie śniadanie. Wiedziałam więc, że zanim wróci do domu ok. godz. 15–16, nie będzie głodna. W tym roku odmówiła korzystania ze stołówki szkolnej, bo tamtejsze jedzenie nigdy jej nie smakowało. A że drugie śniadanie Justynce nie wystarczało, zaczęła się upominać o kupowanie drożdżówek, rogali z czekoladą, batonów. To był dla mnie problem, bo nie chciałam, by córeczka tak się odżywiała. Zawsze staraliśmy się ograniczać dzieciom słodycze. Dlatego ustaliłam z Justynką, że oprócz drugiego śniadania, będę jej dawać dodatkowe kanapki i owoce albo jogurt. Zaczęłam też regularnie gotować w domu, żeby mogła zjeść ciepły posiłek po powrocie ze szkoły. Do tej pory wiedząc, że Justyna je w szkole, a Tosia w przedszkolu, robiłam to co 2–3 dzień. Teraz dbam, by codziennie był w domu pełny obiad.
4 z 4
shutterstock_18917842
Skorzystaliśmy z dotacji Unii MIKOŁAJ WÓJCIK, tata 13-letniego Macka i 11-letniej Marysi Już od 2 lat w szkole moich dzieci na przerwie śniadaniowej pojawiają się marchewki, jabłka i kartoniki z mlekiem. Dzieje się tak dzięki akcji Ministerstwa Edukacji fi nansowanej z dotacji Unii Europejskiej. Program skierowany jest do dzieci z klas I–III, Maciek i Marysia nie są więc nim objęci, ale wciąż z niego korzystają. Niezjedzone owoce i niewypite mleko rozdawane są starszym uczniom. To mnie nieco uspokaja, gdy myślę o sposobie odżywiania się moich pociech. Cieszę się też, że w sklepiku prowadzonym przez panią Ewę można zjeść domowy obiad i kupić zamiast batonów np. galaretkę z owocami. Dzięki temu dzieci nie upominają się o słodycze.