Ankę poznałam w trakcie studiów. Znalazłam pracę w lokalu gastronomicznym, w którym ona była kierowniczką zmiany. Nie przypadłyśmy sobie do gustu od pierwszego wejrzenia. Drobna blondyneczka, twarda i zawzięta. Wypisz wymaluj ja, tylko kilka lat starsza. Anka siliła się na uprzejmość i sztuczny uśmiech, kiedy rozmawiała ze mną w czyjejś obecności. Ja nie byłam tak cyniczna i nie udawałam zachwyconej jej obecnością. Powtarzałam sobie, że muszę być twarda i mimo złośliwości Anki pracowałam już trzeci miesiąc. Potrzebowałam tych kilkuset złotych, które tam zarabiałam.

Co na to kierownik?

Tamtego dnia chciałam się zerwać z pracy. Myślałam, że nie będzie problemu, klientów było jak na lekarstwo.

– Puścisz mnie dzisiaj wcześniej? Muszę załatwić ważną sprawę.

– Bardzo mi przykro, ale mam dla ciebie specjalne zadanie.

– Przecież ruch jest mały, wszyscy się szwendają i szukają zajęcia.

– A ja znalazłam takie dla ciebie. Widziałaś, jakie brudne są pojemniki na śmieci? Weź płyn, szmatkę i porządnie je wyczyść.

– Czyściłam je dwa dni temu!

Zobacz także:

– Wiem, ale teraz zrób to, jak trzeba.

– Robisz to specjalnie – powiedziałam najspokojniej jak potrafiłam. Może się łaskawie odpieprzysz ode mnie, masz jakiś problem ze sobą?

Anka spojrzała na mnie ze złością.

Nie wróżę ci tutaj kariery i szczerze mówiąc, wolałabym cię nie oglądać. Co wolisz? Sama odejść, czy wylecieć dyscyplinarnie? To tylko kwestia czasu. Bardzo chętnie się do tego przyłożę.

– Odejdę wtedy, kiedy będę chciała. I na moich warunkach!

– To się jeszcze okaże! – odparła, odwróciła się na pięcie i zniknęła za drzwiami pokoju menedżerskiego.

W pracy nie zmieniło się na lepsze. Anka nadal była złośliwa i wysyłała mnie do najgorszej roboty. Ja nabierałam doświadczenia i dowiadywałam się różnych rzeczy, co się dzieje w firmie. Ten powiedział to, tamten dodał owo.

– Myślisz, że z czego Anka spłaca kredyt? – zapytał Tomek, kiedy siedzieliśmy na przerwie. – Tu wyciągnięta z kasy stówka, tam kilka nienabitych na kasę napojów i się kręci.

– Co na to kierownik? Nic nie wie, czy toleruje?

To są grosze, on nie ma czasu zwracać na to uwagi.

– Nie zwraca uwagi powiadasz, czy może nikt mu jej nie zwrócił?

Tomek spojrzał na mnie zdziwiony.

– Daj spokój. I tak masz u kierowniczki przerąbane, tego ci nie daruje.

Miałam prosty plan, chciałam ją sprowokować

We wtorek stałam na kasie. Anka często wysyłała mnie po tacki, a ja wykonywałam jej polecenia okazując przy tym niezadowolenie. Zdarzało mi się powiedzieć jej coś nieprzyjemnego. Chciałam ją sprowokować złośliwościami i uszczypliwością. Tak minęło kilka godzin. Nim poszłam do domu, Anka rozliczyła moją kasetkę.

Masz manko na sto złotych – powiedziała, kiedy weszłam do pokoju menedżerskiego.

– Niemożliwe.

– Możliwe. Spłacasz, czy potrącić ci z wypłaty?

– Policz jeszcze raz. Najlepiej przy kierowniku.

– Robert, chodź. Dorota mi nie wierzy i chce, żeby przy tobie przeliczyć kasetkę.

– Manko, jak nic – powiedział Robert, kiedy Anka przeliczyła pieniądze ponownie.

– Ale miałam jeszcze w kasetce jeden banknot stuzłotowy. Tutaj go nie widzę. Może poszukamy go u Anki w torebce? – zapytałam. – Banknot ma na jednej ze stron narysowany duży wykrzyknik.

Robert spojrzał na mnie.

– Dorota, to poważne oskarżenie.

– Wiem. I ja jestem bardzo poważna.

– Chyba jej nie wierzysz! – Anka była bardzo zdenerwowana.

– Jeśli ty nie chcesz tego sprawdzić, możemy wezwać policję. Co Aneczko? Zajrzymy do twojej torebki – bawiłam się z nią.

– Robert, wierzysz jej?!

– Sam nie wiem. Ale chcę to sprawdzić. Jak wolisz, możemy wezwać policję. Zrobimy to zgodnie z prawem i nie będzie żadnych wątpliwości.

Pomazana stówka znalazła się w jej portmonetce. Anka próbowała się tłumaczyć, ale Robert puszczał jej słowa mimo uszu. Był zły – nie wiem czy na mnie, czy na nią. Ale musiał podjąć jakąś decyzję. Jaką? Nie obchodziło mnie to.

– To chyba rozwiązuje kwestię mojego manka? – bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. –  I jeszcze jedno. Pamiętasz jak mówiłam, że odejdę stąd na moich warunkach? Kiedy zechcę? – uśmiechnęłam się ironicznie.

Odwróciłam się, nie chciałam tam więcej wracać, nie obchodziło mnie, co się stanie z Anką. Myślałam, że jej więcej nie zobaczę, może przelotnie na ulicy lub w sklepie. Los jednak postanowił ze mnie zadrwić. Nie spodziewałam się, że w taki sposób.

Próbował wyrobić sobie kontakty

Po studiach wyjechałam z Lublina. Jak to często bywa, pracę, miłość i dom znajduje się daleko od miejsca urodzenia. Mnie rzuciło do największej polskiej wsi, do stolicy.

Michała poznałam w Warszawie, był po filologii polskiej i uważał studia za stratę czasu. Marzył o pisaniu scenariuszy filmowych i liczył, że filmowy świat stoi przed nim otworem. Mówił, że już niedługo kino i telewizja będą żyły jego scenariuszami. Jak na razie ubierał swoje pomysły w nieporadne scenariusze, które bez przerwy kreślił i poprawiał, a jego związek z filmem ograniczał się do pisania recenzji filmowych na stronach internetowych oraz wieczornych filmowych seansów ze mną, w trakcie których na bieżąco analizował fabułę i wybierał co smakowitsze kąski, by je potem wpleść do swoich scenariuszy, niby taki Tarantino. Ja byłam bardziej przyziemna, skończyłam historię i znalazłam pracę w IPN-ie.

Mijały lata a Michał wciąż snuł fantazje o filmie, nie przepuszczał żadnego wykładu traktującego o sztuce filmowej. Czasem zabierał mnie na imprezę, gdzie brylował podstarzały gwiazdor usiłujący roztaczać aurę samca alfa, na którą wabił rozanielone panienki.

Michał na takich imprezach próbował wyrobić sobie kontakty środowiskowe, żeby wreszcie wedrzeć się do świata filmu. Co chwila komuś się kłaniał, z kimś się witał, obracał się w towarzystwie takich jak on pretendentów do sławy i takich, którym już udało się otrzeć o świat filmu.
 W piątek wybraliśmy się na jedną z takich imprez.

– Chcę ci kogoś przedstawić. Ten gość pisze scenariusz do serialu i potrzebuje współpracownika. Zgadnij, kto będzie tym współpracownikiem? – Michał był bardzo podniecony, wyczuł wielką szansę. Przebijaliśmy się właśnie w stronę baru do kogoś, kto chwilę wcześniej machał Michałowi.

Podeszliśmy do stojącej przy barze pary.

– Adam, chcę ci przedstawić moją narzeczoną, Dorotę – Michał wskazał na mnie.
Zmroziło mnie, kiedy zobaczyłam twarz partnerki Adama, ale nie dałam nic po sobie poznać. Podałam rękę Adamowi, a potem jej, kiedy nas sobie przedstawiał.

– To moja przyjaciółka, Ania, prawdziwa dusza towarzystwa.

Anka uśmiechnęła się, robiła to tak, jak kiedyś. Znałam ten fałszywy uśmiech.

– Czy my się kiedyś nie spotkałyśmy? – spytała Anka.

Nie sądzę – odparłam. – Zapamiętałabym twarz.

Spojrzała na mnie ze złością.

– I czym się pani zajmuje? Pracuje pani w mediach?

– Pracuję w archiwum.

– To musi być bardzo interesujące zajęcie, taka praca wśród zakurzonych teczek i starych akt – powiedziała Anka. – Pewnie się trudno pani odnaleźć w takim towarzystwie?

– Ależ nie. W teczkach SB jest pełno informacji o ludziach kultury, którzy mieli kochanki lub robili kanty na boku. Proszę spojrzeć na obecnego tu celebrytę – wskazałam na podstarzałego mężczyznę. – Ma teczkę jak encyklopedia. Mam wrażenie, że poznaję to środowisko od podszewki. Rozumiem, że pani jest ze świata filmu. Proszę wybaczyć, ale nie poznaję…

Adam wykorzystał okazję, wziął Michała pod rękę i pociągnął w stronę barmana.

– Chodźmy na szklaneczkę, widzę, że nasze panie już się zaprzyjaźniły. Nie przeszkadzajmy im.

– Z przyjemnością dotrzymam Ani towarzystwa – skłamałam, kiedy szli po szklaneczki z whisky.

Próbował bronić Anki

Spojrzałam na nią zimno, kiedy zostałyśmy same.

– Miałam nadzieję, że nigdy cię więcej nie zobaczę.

– Ja miałam pewność, bo nie zwykłam chodzić tam, gdzie obracają się osóbki twojego pokroju.

– Wyświadczmy, więc sobie przysługę i zajmijmy dwa odległe końce tego pomieszczenia. A oni niech myślą, że lubimy się choć troszeczkę. I nie rozmawiamy ze sobą tylko dlatego, że znalazłyśmy bardziej interesujących interlokutorów.

– Troszkę aktorstwa nie zaszkodzi, ale teraz, kiedy znów się spotkałyśmy, liczę na rewanż – Anka zaśmiała mi się w nos. – Po naszym pierwszym spotkaniu jest 1:0 dla ciebie. A ja nie lubię przegrywać.

Poprawiła włosy i dołączyła do Adama i Michała. Przy okazji, niby niechcący, otarła się o Michała, a po chwili zaśmiewała się z jego żartów. Kiedy wracaliśmy do domu taksówką, nie dało się już tego ukryć.

– Co jest? – Michał mówił trochę niewyraźnie, nic dziwnego po takiej ilości drinków.

– Anka mnie drażni. Zachowywała się, jakby chciała złowić kołderkę do swojego łóżka.

– Daj spokój, musisz ją lepiej poznać. W sumie jest bardzo do ciebie podobna. Zawzięta, ambitna, ale w sumie bardzo miła.

– Miła? Chyba żartujesz.

Michał próbował bronić Anki, ale nie szło mu to dobrze, wreszcie zamilkł i opadł na siedzenie. Nie odzywałam się do samego domu, przez okno taksówki obserwowałam nocne życie miasta.

Przez następne dwa tygodnie Michał wychodził wcześniej i wracał później. Kiedy pytałam go, o co chodzi tłumaczył, że pracuje z Adamem nad kolejnym odcinkiem serialu. Miałam jednak wrażenie, że nie jest ze mną szczery. Tęskniłam za nim. Dotychczas miałam go dla siebie przez mnóstwo czasu. Teraz wybiegał po wypiciu porannej kawy i wracał na kolację. Pozostawały tylko telefony. Dopiero w niedzielę mieliśmy dla siebie trochę więcej czasu.

Byłam wdzięczna, że nie próbuje się tłumaczyć

W niedzielny poranek siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy telewizję, kiedy zadzwonił mój telefon. Wyświetlił się nieznany numer. Odrzuciłam go bez zastanowienia. Po chwili telefon zadzwonił ponownie.

– Cześć – usłyszałam głos Anki. – Mam nadzieję, że nie jesteś bardzo zajęta, wysłałam ci filmik. Może nie jest to dzieło sztuki na miarę Scorsese, ale warte obejrzenia. Nie wiem, czy ci się spodoba, ale ja miałam dużo frajdy, kiedy go nagrywałam. Jak chcesz, obejrzyj go razem z Michałem. Muszę przyznać, że jest bardzo kreatywny. Może się czegoś nauczysz. Słyszałam, że planujecie ślub. Potraktuj to jako prezent ślubny – zaśmiała się i rozłączyła.
Po chwili przysłała esemesa o treści „1:1”.

Wyszłam na balkon, żeby zobaczyć nagranie. Kiedy oglądałam przysłany filmik, dołączył do mnie Michał.

– Kto to był? Wszystko dobrze? Co oglądasz?

– Dobrze, wręcz wyśmienicie. – spojrzałam na niego ze łzami w oczach. – Tak dobrze nawet tobie nie było. Może się mylę?

Podałam mu telefon z filmem nagranym w sypialni Anki. Z nią i Michałem w rolach głównych.

– O kur… – powiedział tylko Michał, kiedy zobaczył nagranie.

Byłam wdzięczna, że nie próbuje się tłumaczyć. Cóż było do dodania, obraz mówił wszystko. Michał patrzył na mnie, kiedy pakowałam walizkę. Nalał sobie drinka i bez słowa godził się na to, że wynoszę się z jego życia.

– Tak będzie dla mnie najlepiej – powiedziałam, zamykając za sobą drzwi. – Resztę rzeczy zabiorę, jak będziesz w pracy.

Wyszłam na klatkę schodową, łzy cisnęły mi się do oczu. Zamykałam drzwi windy, a zarazem pewien rozdział swojego życia. Może zrobiłam to zbyt pochopnie, może zadziałałam impulsywnie, ale wiedziałam, że coś takiego jak zdrada tkwiłoby między nami i jak robak drążyło życie. Lepiej teraz niż za kilka lat, kiedy po domu biegałyby dzieci.

– Widzisz, wnusiu, nie ma jak w domu – powiedziała babcia, kiedy się rozpakowywałam.

Nie potrafiłam się na to zdobyć

Po kilku latach porzuciłam Warszawę. Miałam dość życia w mieście, które przywoływało przykre wspomnienia, oglądania ludzi, którzy kojarzyli się z dawnym życiem, spotykania Michała w metrze i udawania, że się nie znamy. Nie chciałam by tam wychowywała się moja córka, razem z mężem woleliśmy mniejsze miasta. W sumie była to bardziej moja decyzja niż nasza. Wojtek pochodził z Olsztyna, wybieraliśmy więc między Warmią i Lubelszczyzną. Wreszcie to mój sentyment zwyciężył i zdecydowaliśmy się zamieszkać w moim rodzinnym mieście. Zwłaszcza że nam obojgu udało się dostać pracę na lubelskim uniwersytecie.

Lublin nas przygarnął, zassał i życie wskoczyło na właściwe tory. Dom, mąż, córka, przyjaciele, pies, samochód. Proste sprawy miały dużo większe znaczenie niż wydumane ideały i marzenia z przeszłości. Miłość oznaczała codzienne życie, nie romantyczne uniesienia. Praca na uczelni wciągała tak samo jak ta w IPN-ie. Nie chciałam porzucać współpracy z instytutem, łączyłam pracę naukową na uczelni z badaniami w archiwum. Potrafiłam dzielić czas między rodzinę, uniwersytet, pracę w lubelskim archiwum i wyjazdy do archiwum warszawskiego oraz na organizowane w kraju wykłady.

Był późny październik, kiedy wracałam z Warszawy. Budowa drogi, objazdy i nadciągający wieczór skierowały mnie na boczną drogę. Nawigacja pokazywała, że jadę prawidłowo, ale instynkt podpowiadał, że zabłądziłam. Droga była pusta. Tylko daleko paliły się światła w domach. Nie było kogo spytać o drogę. „Jeśli w ciągu dziesięciu minut nie dojadę do jakiegoś drogowskazu, zawracam” – obiecałam sobie w duchu.

Zwolniłam, bo przede mną był ostry zakręt. Za zakrętem zahamowałam gwałtownie. W rowie zobaczyłam rozbity samochód. Wjechał w drzewo i tylko światła stopu przeszywały październikowy mrok, a z radia rozbitego samochodu dobiegała jakaś skoczna muzyka. Wyciągnęłam latarkę ze schowka, włączyłam światła awaryjne i podeszłam do rozbitego auta.

– Halo? – zawołałam bezmyślnie, jakbym szukała kogoś w lesie, ale nikt się nie odezwał.

Podeszłam do samochodu, przód był rozbity, szkło rozsypało się dookoła. Zajrzałam do środka – zakrwawiona kobieta leżała z głową na kierownicy. Próbowała coś mówić, ale nie potrafiłam jej zrozumieć. Krew z jej rozbitej głowy skapywała na podłogę. Mimo wszechobecnej krwi rysy jej twarzy wydały mi się znajome.

– To niemożliwe, to nie Anka. To tylko mi się śni – powiedziałam do siebie.

Minęło kilka lat, to tylko podobieństwo, to nie może być ona. To nieprawda.

– Anka? – spytałam.

Kobieta w samochodzie poruszyła się gwałtownie, coś powiedziała, ale nie zrozumiałam jej. Chciałam wracać do swojego samochodu, uciec stąd jak najdalej. Kiedyś marzyłam, żeby zapłaciła mi za to, co zrobiła… Przecież nikt się o tym nie dowie. Wsiądę do auta i odjadę, nikt nie będzie o tym wiedział. Jakby nigdy mnie tu nie było.

– Nie mogę, nie mogę… – powtarzałam pod nosem.

Może ona by tak zrobiła? Ja nie potrafiłam się na to zdobyć. Sięgnęłam po telefon. Wystukałam numer alarmowy i powiedziałam, gdzie jestem. Po kilkunastu minutach usłyszałam w oddali syrenę karetki pogotowia. Po chwili błysnęły też światła policyjnego radiowozu.
Anka wydusiła z siebie tylko jedno słowo: dziękuję

Wyrzucałam z siebie złe wspomnienia

Kilka dni później pojechałam do szpitala. Nie wiem, może żeby zobaczyć, czy z nią wszystko w porządku. A może tylko po to, by pokazać, że jestem inna od niej. Anka leżała podłączona do kroplówki i owinięta bandażami, ale przytomna. Kiedy mnie zobaczyła, była bardzo zaskoczona. Chciała coś powiedzieć, bo kilka razy otwierała usta, a w końcu wydusiła z siebie tylko jedno słowo:

– Dziękuję.

Wyciągnęła do mnie rękę.

– Cóż… będziesz musiała z tym żyć, żyć ze świadomością, że to mnie zawdzięczasz życie. Muszę przyznać, że się zawahałam. Ale pomyślałam wtedy, że gdybym cię nie poznała, nie byłabym tu, gdzie jestem. Nie miałabym tego, co mam – kochanego męża i córki. Nie byłabym taka, jaka jestem. I nie byłoby mnie wtedy na tamtej drodze.

Słabo uścisnęła moją dłoń.

– Przepraszam – powiedziała cicho. – Za wszystko.

Chwilę przytrzymałam jej rękę, w głowie kłębiły mi się różne myśli, na język cisnęły się dziesiątki słów, ale zachowałam je dla siebie.

– Nie ma sprawy – rzuciłam tylko i wyszłam z sali.

Pobiegłam korytarzem, zbiegłam po schodach na parter i wypadłam na szpitalny parking.

– Nie ma sprawy – powtórzyłam pod nosem.

Miałam wrażenie, że zamknął się za mną kolejny etap mojego życia. Coś, co zaczęło się dawno temu, skończyło się właśnie dziś. Październikowy wiatr niósł mokre liście, a ja powoli wyrzucałam z siebie złe wspomnienia z przeszłości. Ruszyłam do samochodu, gdzie czekała na mnie moja rodzina. Gdzie czekała moja przyszłość.