Zawsze byłem racjonalistą. Czasem nawet moja żona twierdziła, że jestem jak rycerz – z zakutym łbem… Cóż, kobietom wiara w znaki, przeczucia i tym podobne rzeczy przychodzi jakoś łatwiej. Dlatego z początku ten sen traktowałem jak zwykły koszmar. Tyle że powtarzający się niemal co noc. I za każdym razem dłuższy – jakby uchylały się przede mną kolejne zasłony.

Za pierwszym razem ujrzałem siebie w gabinecie. Coś pisałem. Miałem wrażenie rozdwojenia osobowości – z jednej strony byłem tym przy biurku. Równocześnie zaś moje drugie „ja” krążyło po pokoju, zaglądało mi przez ramię, przypatrywało się pracującej w kuchni żonie.

Jedynie Darek może mi pomóc w tej sprawie

W kolejnych odsłonach odkładałem długopis i wychodziłem z domu. Wsiadałem do samochodu. Jechałem dokądś. Za każdym razem to „zewnętrzne” ja próbowało mnie powstrzymać. Czułem rozpacz, niezgodę… Budziłem się zmęczony, pełen niedobrych przeczuć. Miałem wrażenie, że jestem na krawędzi jakiejś tragedii.

I byłem wkurzony. Wykańczały mnie te dziwne sny. Sny, domena kobiet!

A tamtej nocy śniło mi się, że zatrzymuję się przed jakimś domem, wchodzę na trzecie piętro, dzwonię do drzwi. Kiedy jakaś młoda kobieta otwiera je, ja godzę ją nożem! Obudziłem się z krzykiem, spocony i na granicy zawału, na dodatek z wiarą, że ten sen jest ważny. Jest ostrzeżeniem.
Zbyłem pytania wyrwanej ze snu żony o treść koszmaru i postanowiłem następnego dnia pójść do Darka.

Darka znałem od wielu lat i od czasu do czasu podśmiewałem się z niego, że dorabia do swojej pensji scenografa teatralnego stawianiem tarota.
Ale tym razem poprosiłem go, by mi pomógł, bo nie wiedziałem, co mam robić. Uczucie narastającego zagrożenia tkwiło lodową bryłą w moim żołądku…

– Chcesz, żebym ci powróżył? – Darek dostał wytrzeszczu oczu, gdy usłyszał moją prośbę. – Przecież w to nie wierzysz.

Zobacz także:

– Pamiętasz, jak twierdziłeś, że za pomocą kart możesz odsłaniać rzeczy przeszłe i przyszłe? – spytałem.

– A ty pamiętasz, jak się ze mnie śmiałeś?

– Teraz naprawdę potrzebuję pomocy.

I opowiedziałem mu o tym swoim seryjnym śnie. I o tym, że tej nocy zabiłem w nim jakąś Bogu ducha winną kobietę.

Myślisz, że wystarczy zajrzeć do sennika? – na koniec spytałem z nadzieją.

Darek popatrzył na mnie spod oka. 

– Raczej nie – sięgnął do szuflady i wyjął talię kart. – Mam wrażenie, że to twoja nadświadomość, która zna przyszłość, próbuje coś ci powiedzieć.

– Moja co?

– Nadświadomość. To jest… – przyjaciel machnął ręką. – Nieważne. Wystarczy, że przyjmiesz to do wiadomości albo nazwiesz intuicją, jak chcesz. A teraz przełóż talię trzy razy do siebie lewą ręką.

Darek stawiał mi tarota przez bite dwie godziny

Układał jakieś koła, krzyże, przestawiał karty, znów dawał mi do przełożenia. I z minuty na minutę robił się coraz bardziej ponury, coś mruczał pod nosem. Zacząłem się niecierpliwić i moja, że tak powiem, wiara w jego umiejętności zaczęła topnieć. Wreszcie jednak przyjaciel kiwnął głową i popatrzył na mnie.

Znasz zasadę domina? – spytał.

– No owszem, jak każdy.

– Z kart wynika, że wkrótce coś się stanie – oznajmił cicho Darek.

– Co?

– Nie przerywaj. W efekcie owego zdarzenia dojdzie do tragedii. Jakby ci to powiedzieć… No… Zginie twoja żona.

Przez chwilę siedziałem jak ogłuszony. Tego się nie spodziewałem.

– Marysia?! Dlaczego? Mów dokładniej!

– Hmm – Darek podrapał się w głowę. 

– Widzę to tak. Kobieta, ta, którą zabiłeś we śnie, przez przypadek pozna mężczyznę. Będą razem. Pewnego dnia staną się przyczyną śmierci twojej żony. I… – spojrzał na mnie niepewnie. – Z kart wynika, że będzie w ciąży. Więc, gdy zginie…

– Zginie i moje dziecko – szepnąłem.

Od kilku lat staraliśmy się o dziecko, marzyliśmy o nim, zwłaszcza Marysia.

– Kiedy to będzie?

– Nie wiem. Za tydzień, miesiąc, ale nie dalej niż za pół roku – Darek postukał palcem w jakąś kartę.

Widniała na niej płonąca wieża, z wieży spadali ludzie. Brr.

– Karty mówią też, że coś ci się pomiesza w głowie i będziesz chciał się zemścić za śmierć żony, mimo że to będzie coś nieumyślnego. Więc ty ich zabijesz. Ta kobieta ze snu będzie pierwszą ofiarą.

Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu.

– Dlaczego ja? – spytałem. – Skąd te sny? Nie jestem medium, nawet w to nie wierzę!

– Nie wiem – odparł mój przyjaciel. 

– Może jednak jesteś medium.

Skrzywiłem się. 

– Myślisz, że powinienem wierzyć w to wszystko, co mi powiedziałeś?

Popatrzył na mnie poważnie.

– To już jest tylko twój wybór, stary.

To stanie się właśnie dzisiaj! Muszę działać

Uwierzyć czy nie uwierzyć? To pytanie tłukło mi się w głowie do wieczora. Uwierzyć znaczyło podjąć decyzję o działaniu. Bo nie zamierzałem czekać bezczynnie, aż ta wyśniona przyszłość się spełni.

Nie zamierzałem też tracić ukochanej żony ani tym bardziej dziecka…To ciekawe, lecz nie miałem żadnego problemu z wiarą w to, że moja żona jest, czy też wkrótce będzie, w ciąży. Tej nocy kochałem się z nią wyjątkowo czule i namiętnie. Miłość do Marysi i tęsknota za dzieckiem sprawiły, że wprost kipiałem od emocji!

– Uwielbiam, kiedy taki jesteś – wyszeptała mi żona na ucho, gdy wtulała się we mnie przed zaśnięciem.

Wtedy podjąłem decyzję – nie mam wyjścia, muszę działać, tak jakby sen naprawdę był sygnałem od tej… jak to szło?  Nadświadomości. Nie mogłem ryzykować. Zanim zasnąłem, próbowałem sobie przypomnieć, jak wyglądały ulice, którymi jechałem we śnie. Może gdzieś widać było numer domu, znak, tabliczkę.

I przyśnił mi się znów ten sen, tym razem jednak jakoś inaczej. Wiedziałem, że śnię. Wysiadłem z samochodu, rozejrzałem się. Zobaczyłem kamienicę, nazwę ulicy, numer domu – znałem ten adres. I nagle poczułem się tak, jakbym nie miał ciała, jakbym był istotą stworzoną z energii.
Obserwowałem, jak ten drugi Marcin, drugi ja, wbiega do kamienicy, na trzecie piętro. Wyciąga z kieszeni nóż i dzwoni do drzwi mieszkania numer 14. Drzwi otwiera młoda, znana mi już kobieta. I nagle spogląda w bok, prosto na mnie, tego niematerialnego – a ja wtedy już wiem, co się stało i dlaczego. Patrzyłem, jak ten cielesny zabija tamtą kobietę. Jej szeroko otwarte oczy…

Obudziłem się z bijącym sercem. 

Ale tym razem bez krzyku.

Wreszcie wiedziałem, co mam zrobić

Następnego dnia zwolniłem się z pracy pod byle pretekstem. Na planie miasta odszukałem ową ulicę. Szybko trafiłem do właściwej klatki. Kiedy zatrzymałem się przed drzwiami, serce łomotało mi jak oszalałe. Co powinienem powiedzieć, żeby tamta kobieta mnie wysłuchała? 

Z mojego snu wynikało, że to właśnie dziś, dokładnie za kilka godzin zadziała zasada domina. Jeden z klocków zostanie przewrócony, pociągając za sobą wszystkie pozostałe. W ten cykl była wpisana śmierć Marysi i moje morderstwo.

Ledwo przytknąłem palec do dzwonka, gdy w progu stanęła dwudziestokilkuletnia dziewczyna. Była w płaszczu i butach, najwyraźniej właśnie dokądś wychodziła.

– Pan do kogo ? – spojrzała na mnie.

Przyszedłem prosić, by uratowała pani życie mojej żony – powiedziałem.

Siedzieliśmy w pobliskiej kawiarni oddzieleni blatem szklanego stolika. Właśnie opowiedziałem jej o swoich snach, o tym, że ją w nich zabijam z zemsty za śmierć mojej rodziny. Danka – tak miała na imię – patrzyła na mnie rozszerzonymi ze zdumienia oczami. Co jakiś czas rozglądała się wokół, jakby sprawdzając, czy jest wśród ludzi, którzy mogą jej pomóc w razie ataku szaleńca. Była młoda, nie chciałem niszczyć jej złudzenia, że ktokolwiek zechciałby się dla niej narażać.

– Więc mówi pan – odezwała się wreszcie – że dzisiaj, za dwie godziny w parku poznam chłopaka… To prawda, wybieram się do parku. Ładna pogoda, chciałam poczytać na swojej ulubionej ławce. Zresztą już powinnam tam być. Właśnie wychodziłam, kiedy pan zadzwonił.

Serce zabiło mi jeszcze szybciej – w głębi serca nie spodziewałem się jednak, że to wszystko będzie miało swoje odbicie w rzeczywistości. A jednak!

– I mówi pan, że ten chłopak będzie miał bukiet białych róż, który przyniesie dla swojej dziewczyny, ale ona nie przyjdzie. Wtedy on te kwiaty da mnie, a pół roku później będziemy już po ślubie… I będziemy jechać samochodem, on mnie pocałuje i nie zauważy kobiety na pasach. I to będzie pana żona w ciąży…

– A potem ja z zemsty i rozpaczy zabiję panią – powtórzyłem.

Patrzyła na mnie przez chwilę.

– Bzdury. Nie wierzę w to – powiedziała nagle i gwałtownie wstała. – Proszę się do mnie nie zbliżać, bo zawołam policję! – dodała jeszcze i wybiegła z kawiarni.

Spojrzałem na zegarek i położywszy pieniądze za kawę na blacie, ruszyłem za Danką. Wiedziałem, że mi uwierzyła. Niemal biegła do tego parku, by spotkać swojego przyszłego męża, by być z nim, nawet kosztem życia kogoś innego. 

Chwilę później patrzyłem, jak Danka wyciąga z kosza na śmieci połamany bukiet róż. Rozgląda się. Widziałem, jak jej ramiona opadają w geście rozczarowania.

A więc wystarczyło dziesięć minut rozmowy z dziewczyną, by zmienić bieg zdarzeń. Być może zepsułem jej szansę na spotkanie miłości, lecz moim obowiązkiem było ratować własną rodzinę. Prawda?