Wracając do domu, wstąpiłam do sklepu zoologicznego po jedzenie dla papugi. Klara mieszkała u mnie od pięciu lat i była prześliczną białą nimfą z żółtym czubkiem. Kontaktowa, przymilna i niezwykle towarzyska. Witała mnie i moich gości radosnym szczebiotem. Kiedy pracowałam na komputerze, śledziła z oparcia fotela pojawiające się na ekranie literki. Czasami przebiegała po klawiaturze, jakby też chciała dodać coś od siebie. Miło było wracać do domu ze świadomością, że czeka na mnie przyjazna istotka, a nie jedynie puste ściany.

Jeszcze chwila i byłoby po niej

Już otwierając drzwi, wiedziałam, że stało się coś niedobrego. Nie słyszałam wesołego nawoływania Klary. Podbiegałam do klatki. Była pusta. Spojrzałam na okno – niestety uchylone. Wiatr musiał pchnąć niedomknięte skrzydło. Klara uciekła. Przez wiele godzin szukałam jej po osiedlu. Rozwiesiłam ogłoszenia, pytałam przechodniów. Bez rezultatu. Podczas bezsennej nocy zastanawiałam się, jaki los spotkał moją papugę.

Następnego ranka obudził mnie dzwonek do drzwi. Na korytarzu stał Karol, sąsiad z bloku obok. Kiedyś przyjaźniłam się z jego żoną. Ala była przemiłą, radosną blondynką. Niestety, pięć lat temu przegrała walkę z chorobą.

– Przepraszam, że tak wcześnie – powiedział. – Kiedyś żona opowiadała mi o pani papudze. Rano zobaczyłem, że w krzaku przy wejściu chowa się nimfa, którą atakuje wrona. Jeszcze chwila i byłoby po niej. Udało mi się ją uratować. Teraz siedzi na szafie w moim mieszkaniu.

Z radości nie mogłam wydusić słowa. Odzyskałam moją Klarę! Kilka dni później spotkałam Karola w sklepie.

– Cudowna pogoda – zagadał. – Jakie ma pani plany na majowy weekend?

„Rzeczywiście, to już za dwa dni” – uświadomiłam sobie. „Cała Polska ruszy na działki, a ja jak zawsze zostanę w domu, i jak zawsze – sama.

Zobacz także:

– Zostaję w domu i wreszcie zrobię generalne porządki – odpowiedziałam ze sztuczną wesołością.

Z niechęcią myślałam jednak o kilku samotnych dniach. Karol spojrzał na mnie badawczo.

– A ja wybieram się nad Wisłę. Serdecznie zapraszam. A sprzątanie w takie piękne dni to grzech – dodał. – To moja wizytówka. Gdyby zechciała się pani ze mną wybrać, proszę zadzwonić.

Zaskoczył mnie i, nie powiem, dał mi do myślenia. Całą noc zastanawiałam się nad propozycją sąsiada. „Jak to możliwe, że taki mężczyzna jak Karol zaprosił taką szarą myszkę jak ja” – myślałam i wprost nie mogłam w to uwierzyć. Sen nie przychodził. O północy zerwałam się z łóżka i stanęłam przed lustrem. „Oto szczyt przeciętności” – przebiegło mi przez myśl. „Beznadziejna czterdziestoletnia singielka”. Znów zerknęłam w lustro. „Niska, szeroka w biodrach...” – dołowałam się jeszcze przez kwadrans. Ale miałam jeden atut. Oczy! Zielone, w kształcie migdałów. Kocie. Są naprawdę ładne.

Spiekłam raka jak nastolatka

Rano zadzwoniłam do Karola.

– OK, jadę – wykrztusiłam z siebie.

– Wspaniale! – odpowiedział, po czym ustaliliśmy szczegóły.

Chwilę potem pobiegłam do centrum handlowego po dżinsy. Na piknik nie pojadę przecież w spódnicy! Wcisnęłam się w rozmiar 42 zamiast 44.

Spotkanie z Karolem kompletnie mnie zaskoczyło. Okazało się bowiem, że na pięknej łące nad Wisłą zebrała się spora grupa jego znajomych. Trochę mi ulżyło, bo sam na sam mogło okazać się niewypałem. Poznałam m.in. jego siostrę Krystynę, o kilka kilogramów większą ode mnie, wesołą blondynkę. Przy niej moja nieśmiałość nie była tak widoczna, bo Krystyna gadała bez przerwy.

– Wiesz, że Karol pierwszy raz od śmierci żony zaprosił kobietę na naszą imprezę? – powiedziała.

Spiekłam raka jak nastolatka. Potem popłynęłam z Karolem kajakiem. Wspaniale nam się rozmawiało. Nawet nie zauważyłam, kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi i trzeba było wracać.

– Dziękuję za cudowną wycieczkę – szepnęłam przed rozstaniem.

– To ja dziękuję – schylił się i pocałował mnie w rękę. – Mam nadzieję, że niedługo znów się spotkamy.

Przez następnych kilka tygodni byliśmy z Karolem jeszcze na wielu wycieczkach. Karol był fantastycznym kompanem. Ale wciąż tylko kompanem. Ja natomiast zakochałam się w nim jak młoda dziewczyna. Marzyłam, że i on kiedyś odwzajemni moje uczucie. Z drugiej strony wątpiłam, żeby taki wspaniały facet na poważnie zainteresował się taką kobietą jak ja. Ach, te kompleksy! Sądziłam, że Karol widzi we mnie tylko kumpelkę, nie kobietę.

Kamień spadł mi z serca

Gdy zaczęłam tracić już nadzieję… pocałował mnie. Potem powiedział mi tyle miłych rzeczy, że moja pewność siebie poszybowała pod niebo. Od tej pory spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Przeżywałam najpiękniejsze chwile w życiu, choć jeszcze niedawno myślałam, że nic dobrego mnie już nie czeka.
Pewnego dnia Karol zapowiedział, że przyjeżdża z Francji jego córka Julia. Pamiętałam ją z okresu, gdy była zbuntowaną nastolatką. Wyjechała na studia do Paryża i już nie wróciła do Polski. Tam wyszła za mąż i urodziła dwójkę dzieci.

Karol zaprosił mnie na rodzinny obiad. Miałam ogromną tremę. Tym bardziej że siostra Karola ostrzegła mnie:

– Uważaj, Julia jest nieobliczalna, możesz wszystkiego się po niej spodziewać.

Tymczasem Julia, jeżeli nawet była zaskoczona moją obecnością, to nie pokazała tego po sobie. Miło ze mną rozmawiała. W pewnym momencie zaproponowałam, że zrobię kawę. Chciałam, żeby ojciec i córka mogli swobodnie pogadać. Julia jednak dołączyła do mnie w kuchni.

– Widzę, że czujesz się jak u siebie – wysyczała. – Tylko nie licz, że tata się z tobą zaraz ożeni, a ty dobierzesz się do jego kasy. Ona należy się jego dzieciom i wnukom.

Wybąkałam coś o migrenie i opuściłam przyjęcie. Czułam się, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.
Następnego dnia powiedziałam Karolowi, że na czas wizyty jego córki chcę ograniczyć nasze kontakty.

– Przepraszam cię za Julię – powiedział. – Przyznała się do sceny w kuchni. Jest trudna, impulsywna i zachłanna. Ale jakoś to przeżyjemy. Już nie wypuszczę cię z rąk, kochanie – wziął mnie w ramiona.