Viktoria przyjechała do Opola 8 lat temu, by studiować psychologię. Jej rodzice marzyli, by wyjechała z Ukrainy nie tylko ze względu na wymarzony kierunek. Gdy w 2014 r. nad Ukrainą zawisło widmo nieuchronnej wojny, wyjazd córki  był gwarantem jej bezpieczeństwa. Mieli nadzieję, że tu zbuduje swój drugi dom. I tak się stało. Rok temu Viktoria przeprowadziła się do wsi w Januszkowicach pod Opolem, jak sama mówi - „za miłością”. 
Gdy przyjechała do Polski jako 16-latka była zdana tylko na siebie. „Rodzice dali mi pieniądze na akademik, na studia, na minimalne potrzeby i powiedzieli – działaj!”. Dziś dla Viktorii to hasło nabrało innego znaczenia - pomaga tym, którzy uciekają z najciężej dotkniętych wojną miejsc jak Azowstal czy Bucza. Jak radzi sobie z traumą wojny i strachem o bliskich? Jak dziś realnie możemy pomagać uchodźcom z Ukrainy?

Polska to był jedyny, oczywisty kierunek na studia?

8 lat temu wyjazdy do Polski były bardzo popularne. Dużym plusem było to, że Polska jest w Unii. Po drugie nie jest daleko od domu, więc w każdej chwili mogłam wsiąść do auta, samolotu i być już z rodziną. Gdy przyjechałam do Polski, nie umiałam nawet zapytać o drogę. Zaczęłam od kursu języka polskiego. Przez pierwsze 3 lata mieszkałam w akademiku – to był trudny okres, choćby dlatego, że byłam przyzwyczajona do własnego pokoju. 

Co było dla ciebie, 16-latki samej w obcym kraju, najtrudniejsze?

To, że muszę dzielić z kimś pokój i bariera językowa. Tylko dzięki poznanym na studiach Polakom – kolegom i wykładowcom, przetrwałam ten najtrudniejszy czas. Na moim roku było może trójka Ukraińców. Nowo poznani polscy przyjaciele byli więc dla mnie dużym wsparciem i pomocą. Nigdy na studiach nie zetknęłam się z jakimiś uprzedzeniami, mimo że słyszałam wcześniej, że Polacy nie lubią Ukraińców. 

Nigdy nie spotkało cię tutaj nic przykrego?

Byłam przez jakiś czas barmanką i nie byłam np. wypuszczana na salę, bo manager uważał, że na pewno sobie nie poradzę - zdecydowanie nie przepadał za Ukraińcami, co dało się wyczuć. Ja za to staram się pomagać podwójnie, gdy widzę kogoś, kto na ulicy wygląda na zagubionego. Sama byłam kiedyś na tym miejscu - tylko nie w tak strasznych okolicznościach.

Zobacz także:

Kiedy ostatni raz byłaś w domu, w Ukrainie?

W zeszłym roku we wrześniu, na swoje urodziny. Przed tym nie byłam w Ukrainie 3 lata – tyle czekałam na kartę stałego pobytu. To była niezwykle długa procedura. Bardzo tęskniłam za rodziną. Nie mogłam się doczekać, kiedy przedstawię im swojego narzeczonego. 

archiwum prywatne

Czułaś już wtedy atmosferę napięcia?

Nie, zdecydowanie nie - to była moja sentymentalna podróż. Nie miałam żadnych przeczuć. Natomiast miesiąc przed rozpoczęciem wojny czułam, że coś się zbliża. Pojawiały się już wtedy informacje, że wojsko rosyjskie stacjonuje przy granicach Ukrainy.

Pamiętam, że dzwoniłam do rodziców i prosiłam, żeby się spakowali i przyjechali do mnie, do Polski, ale nikt mi wtedy nie wierzył. Wszyscy myśleli, że to niemożliwe. Aż 24 lutego dostałam telefon od zapłakanej mamy, że właśnie zaczęła się wojna. Ale zdecydowali się zostać.

Rozumiesz ich decyzję?

Ja na ich miejscu już dawno byłabym spakowana, ale w jakimś sensie ich rozumiem. Taka decyzja jest jednoznaczna z zostawieniem dorobku całego życia i zaczęcia od zera. Ale pamiętajmy, że nie raz to postawienie na szali swojego życia. Na szczęście w moim rodzinnym mieście jest w miarę spokojnie. Naszym głównym zmartwieniem jest teraz to, że mój tata ma 52 lata, więc nadal może zostać powołany do wojska. On nie boi bronić się kraju, ale nie czuje się na tyle zdrowy i sprawny.

Jak teraz wygląda życie twoich bliskich, którzy zostali w Ukrainie?

Ich życie wróciło do normalności. Mój 9-letni brat ma zdalne lekcje, więc jestem o niebo spokojniejsza o niego. Tata powiedział mi, że ludzie zaczynają się zachowywać tak, jakby wojny już nie było – kawiarnie, restauracje są pełne. Nie można się nadal przemieszczać po ulicach od 22 do 5 rano. Ale ludzie chłoną wolność. Niektórzy aż nadto, jeśli wiesz, co chcę powiedzieć. W Ukrainie przez pierwszy miesiąc był zakaz sprzedaży napojów alkoholowych. Jedni tak odreagowują, inni angażują się w pomoc do tego stopnia, że rzucają dotychczasowe prace i zbierają pieniądze, broń, dostarczają jedzenie. To nasza duma narodowa.

Wasz prezydent, Wołodymyr Zełenski, stał się już ikoną? 

Tak, głosowałam na niego i nie żałuję tego wyboru. Na początku wojny zdania były podzielone. Ale tym, że został w kraju, zyskał nasz szacunek. Każdy inny na jego miejscu – uciekłby. 

Masz jakiś kontakt ze znajomymi, którzy zostali w Ukrainie? Podejrzewam, że oni mogą powiedzieć ci znacznie więcej niż bliska rodzina, która pewnie chce oszczędzić ci zmartwień.

Mam 2 serdeczne koleżanki. Chłopak jednej z nich jest żołnierzem i czasem jest mi w stanie powiedzieć więcej, niż mogę się dowiedzieć z informacyjnych programów. Mam nadzieję, że świat nie przyzwyczaja się do wojny, bo wojna nie jest zjawiskiem normalnym. Jeszcze rok temu nie umiałabym sobie nawet wyobrazić, że w moim kraju ktoś nie będzie miał co jeść, pić czy nie będzie mógł wyjechać ze swojego miasta. 
Bardzo często ci, którzy są daleko, którym udało się uciec, są w trudniejszej sytuacji psychicznej.

Jak ty to wszystko, co się dzieje, przeżywasz?

Gdy wybuchła wojna czułam się okropnie, że mam dostęp do jedzenia, że mogę iść do sklepu, że mam wybór, że mogę wziąć prysznic, że siedzę w ciepłym pokoju i śpię w czystej pościeli. Gdy jadłam lub kładłam się spać, czułam się winna. Przez pierwsze 3 dni w ogóle nie spałam tylko ciągle sprawdzałam czy miejscowość, w której jest moja rodzina, jest bezpieczna.

Bałam się, że położę się spać i gdy się obudzę, to dowiem się, że ktoś z moich bliskich nie żyje. Bez przerwy sprawdzałam kiedy ostatnio byli online, a jak nachodziły mnie złe myśli, to potrafiłam zadzwonić do nich w środku nocy. To było straszne. Wtedy pojechałabym tam w sekundę - nikt by nie mógł mnie zatrzymać. Czas się dla mnie zatrzymał 24 lutego. 

Co pomogło ci przetrwać ten trudny czas?

Pomogła mi bardzo praca, którą zaczęłam w fundacji HumanDoc. Jestem teraz w projekcie „Misja: Ukraina” i do tej pory pomagaliśmy wszystkim uchodźcom, ale ostatnio zajmujemy się bardzo ciężkimi przypadkami – ludźmi z Azowstalu, Mariupola, Charkowa, okolic Kijowa, czyli z miejsc, które doświadczyły najgorszego okrucieństwa ze strony rosyjskiej armii. Wspieramy ich, zwłaszcza psychologicznie. Pomagamy im stanąć na nogi. W fundacji poznałam psychologa, który pochodzi z Gruzji i przeszedł bardzo podobną historię jak Ukraińcy. Wytłumaczył mi, że nie powinnam czuć wyrzutów sumienia i by pomagać innym, powinnam najpierw pomóc sobie. 

Pracę w fundacji zaczęłaś wraz z początkiem wojny?

Tak, znałam kogoś z fundacji – zaproponowałam jej swoją pomoc. Czułam taką potrzebę. I muszę przyznać, że to najlepsza praca, jaką miałam - bardzo ciężka, bo często pracuję po godzinach, ale ona mnie nie ciągnie w dół, ale unosi. To najlepsze, co mnie w życiu spotkało.

Na czym polega twoja praca w fundacji HumanDoc?

Jestem człowiekiem od wszystkiego. Do moich obowiązków należy zakwaterowanie nowych osób, pomoc w sprawach urzędowych, dostarczanie jedzenia. Poza tym Excele i mniej ekscytujące rzeczy. Wzrusza mnie skromność tych ludzi – trudno jest im prosić o pomoc, a jak to robią, to proszą o minimum, najpotrzebniejsze rzeczy. Jestem też w kontakcie z psychologiem, gdy tylko tego komuś potrzeba. Chcemy też dać im odrobinę normalności – mamy właśnie w planach np. piknik. 

Ile masz osób pod opieką?

Do tej pory pod moją opieką było ok. 50 osób, ale obecnie zostało ok. 20 osób. Wiedzą, że mogą zadzwonić o każdej porze dnia. Ale oni nigdy nie chcą zawracać mi głowy – to ja zazwyczaj do nich piszę, czy czegoś nie potrzebują! Oni się wstydzą prosić o cokolwiek.

W fundacji spotkałaś ludzi, którzy przeszli wojenny koszmar. 

Są tacy, którzy chcą się wygadać komuś i tacy, którzy zdecydowanie nie chcą z nikim rozmawiać o tym, co widzieli. Ja nigdy nie naciskam - szanuję ich decyzje. Od tego mamy psychologa.

Wielką traumę przeżyli ludzie z Azowstalu. Oni opowiedzieli mi wiele strasznych rzeczy. Wydaje mi się, że chcieli się wygadać, w końcu przez 2 miesiące siedzieli w bunkrach. To są bohaterowie, oni przeżyli takie rzeczy, a jeszcze nadal potrafią cieszyć się życiem. Podziwiam ich, nie wiem, czy na ich miejscu bym się podniosła. 

Wielu moich znajomych po serii makabrycznych informacji zdradzili mi, że nie są w stanie czytać o tym, co działo się i dzieje w Ukrainie, jak np. masakra ludności cywilnej w Buczy. Nie osądzam tego - taka ucieczka to chyba odruch obronny?

Zdecydowanie - od tego jest psycholog, na tym polega jego praca. Zdradzę ci coś – historia każdego człowieka jest i była dla mnie bardzo ważna, ale nauczyłam się w fundacji jednego - angażować w nią psychologa. To on poradził mi, by nie przenosić tych doświadczeń, przeżyć, historii na siebie, bo mogą okazać się ciężarem psychicznym trudnym w pewnym momencie do uniesienia.

fot. Anna Lininowicz

Miałaś w fundacji taką historię, o której nie możesz zapomnieć?

Mamy pod opieką jedną kobietę z dwójką dzieci – 13-latkiem i 9-latkiem. Jej mąż walczy w Ukrainie. Pokazywała mi filmy, co dzieje się teraz w jej rodzinnej miejscowości. Jak wygląda ich dom, a raczej ruiny, które po nim zostały. Nie ma kontaktu z mężem. Nie umiem sobie tego wyobrazić. Przyjechała też do nas dziewczyna, która cały czas płakała. Podejrzewaliśmy najgorsze, że była ofiarą przemocy, gwałtu. Od razu skierowaliśmy ją pod opiekę psychologa, któremu udało się ją uspokoić. Po kilku dniach można było z nią już porozmawiać. Poprosiła nas o zorganizowanie transportu do brata w Niemczech, gdzie niebawem wyjechała.

Jesteście przygotowani, jako pracownicy fundacji, na przypadki kobiet, które były ofiarami gwałtu i być może są w ciąży?

Jesteśmy na to przygotowani. Jak wiadomo w Polsce aborcja jest nielegalna, ale w zależności od decyzji kobiety, wiemy, co robić. Trzeba dać im czas, nie wywierać nacisku, dać im wszystko spokojnie przemyśleć – wypłakać się, wygadać się przed psychologiem i dopiero wtedy podjąć decyzję. To jest życie tej kobiety i tylko ona może o nim decydować.  

Jak dziś możemy pomóc Ukrainie?

Obecnie najskuteczniej można pomóc finansowo - przelewając środki na rożnego rodzaju zrzutki przeznaczone na pomóc Ukrainie/uchodźcom. Warto wcześniej zweryfikować czy faktycznie w dobre ręce przekazujesz pieniądze. Jeżeli nie masz możliwości finansowych (chociaż każda złotówka się liczy), możesz udostępniać te zrzutki na swoich mediach społecznościowych albo np. sprawdzone, wiarygodne wiadomości o tym, co dzieje się w Ukrainie, żeby jak najwięcej ludzi o tym się dowiedziało.

Fundacja HumanDoc: jak pomagać uchodźcom z Ukrainy?

„Nasze ostatnie działania koncentrują się na pomocy w adaptacji uchodźców w Polsce. Nazywamy ten etap: czasem na odzyskiwanie przez nich godności” - o tym, na jakich działaniach koncentruje się fundacja, w której pracuje Viktoria i jak każdy z nas może pomóc Ukrainie, zapytałam Małgorzatę Piłacińską z Fundacji HumanDoc, która od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę w lutym 2022 r. zapewnia pomoc humanitarną i medyczną, generatory i żywność do wielu miast na Ukrainie (Mariupol, Kijów, Donieck, Zaporoże) oraz kompleksową opiekę nad uchodźcami ukraińskimi w Polsce.

Jak wyglądają wasze działania w Ukrainie?

Ewakuowaliśmy ludność cywilną (głównie kobiety i dzieci) z  terenów i miast, które znalazły się pod najcięższymi atakami Rosjan (najpierw z Kijowa, później z Mariupola). W pierwszym tygodniu wojny ewakuowaliśmy 250 dzieci i kobiet. Udzielamy pomocy humanitarnej (odzież, żywność, higiena produkty). Zapewniamy zaopatrzenie medyczne (leki, opatrunki, środki dezynfekcyjne, apteczki, sprzęt medyczny, karetki pogotowia). Dostarczamy niezbędny sprzęt (agregaty prądotwórcze, oświetlenie z generatorami, powerbankami, latarkami).

A co jesteście w stanie zapewnić uchodźcom w Polsce?

Zapewniamy uchodźcom kompleksową opiekę: znajdujemy zakwaterowanie, dostarczamy artykuły spożywcze, higieniczne, medyczne. Organizujemy opieka psychologów,  pomoc pracowników socjalnych, którzy biegle władają  językiem rosyjskim i ukraińskim. Uzupełniamy działania administracji rządowej i samorządów dostarczając żywność i produkty higieniczne do punktów recepcyjnych. Zapewniamy organizacjom humanitarnym w Ukrainie środki finansowe na zakup niezbędnych produktów: wody, żywności, leków (banki w Ukrainie działają). Organizujemy też wsparcie psychologiczne dla dorosłych (grupy wsparcia dla określonych grup, jak m.in. dla kobiet, które straciły dzieci i mężów) i dla dzieci (np. w formie arteterapii) oraz terapię psychotraumatologiczna (PTSD). Wiele zajęć będzie prowadzonych przez psychologów ewakuowanych z Ukrainy, którzy zostali przeszkoleni przez Fundację HumanDoc w zakresie terapii PTSD  oraz arteterapii.

Wiem, że nie zatrzymujecie się w działaniach na rzecz Ukrainy i macie plany na kolejne miesiące.

W czerwcu planujemy otwarcie następujących placówek. W Warszawie  wspólnie z Placem Unii zainaugurujemy Centrum Wsparcia Prawnego i Zawodowego dla obywateli Ukrainy. Będzie można dowiedzieć się m.in, jak: wyjechać do Ukrainy i wrócić do Polski, zapisać dziecko do polskiej szkoły, podpisać umowę o mieszkanie lub pracę, nostryfikować dyplom i napisać cv. Będzie też można samemu wydrukować dokumenty i skorzystać z komputera. Na miejscu znajdzie się też kącik zabawa dla dzieci. Głównymi konsultantkami będą w nim ukraińskie prawniczki, które same musiały uciekać przed wojną.  Zostały  gruntownie przeszkolone z polskiego prawa. Na miejscu będą też organizowane kursy, szkolenia i spotkania networkingowe z zainteresowanymi pracodawcami, dzięki którym przybyszom z Ukrainy będzie łatwiej zaadaptować się w Polsce. W Opolu i Warszawie otworzyliśmy także Centra Integracji – przyjazne, domowe przestrzenie, do których można wpaść na kawę i ciastko, odetchnąć, pogadać z innymi ludźmi albo skorzystać z komputera i drukarki czy darmowych porad psychologa.