Jechać czy nie jechać?

To, czy Święta będą dla nas wartościowym i przyjemnym czasem, zależy przede wszystkim od nas. I kiedy uświadomimy to sobie, to już na etapie decyzji o miejscu ich spędzania oraz towarzystwa, to nie będziemy mieć dużych dylematów. Jak mówi stare powiedzenie: "rodziny się nie wybiera" i to prawda, ale to czy i jak dużo się z nią kontaktujemy, to już możemy wybrać. Bo żadna tradycja ani nikt nie zmusi nas, abyśmy usiedli przy jednym stole z osobą, której słowa nas ranią, a zachowanie pozostawia w poczuciu krzywdy.

Andrzej ma 24 lata i od pół roku spotyka się z Michałem. Poznali się na treningu do maratonu krótko po tym, jak Andrzej zaczął biegać za namową psychoterapeuty. Już od liceum mierzył się ze stanami depresyjnymi, ale dopiero w Warszawie postanowił pójść na terapię, słysząc na jednym z wykładów, że to naturalne korzystać z pomocy psychologicznej i wcale nie jest to tylko dla "wariatów". Andrzej już pod koniec podstawówki zorientował się, że pociągają go mężczyźni. Jednak w jego domu "takie osoby" nazywane były przez ojca i brata "jeb... pedałami" i wynaturzeniem, które trzeba zabijać zaraz po urodzeniu, a nie leczyć. Andrzejowi nigdy nie przyszło do głowy, że mógłby przyznać się do swojej orientacji komukolwiek, a w liceum myślał nawet o tym, aby się zabić. Po tym jak wiele miesięcy szukał w internecie bezskutecznie sposobów leczenia z "homoseksualizmu". Jego życie się zmieniło diametralnie, odkąd dostał się na SGH i otrzymał stypendium, dzięki któremu mógł zamieszkać w Warszawie. Teraz nie tylko wie już, że nie jest chory na "homoseksualizm", ale zaczyna myśleć o sobie coraz lepiej i buduje adekwatne poczucie wartości. Już trzeci rok do ostatniej chwili waha się, czy jechać na święta. Pomimo że na tę okazję zjeżdża do rodziców na wieś rodzina z całej Polski, a nawet z zagranicy i z wielką chęcią zobaczyłby wiele z tych osób, a także przytulił się do schorowanej mamy. Tą świąteczną atmosferę bowiem zawsze okrasza ojciec swoimi przemocowymi komentarzami, które od czasu dyskursu politycznego o lgbt, nabrały jeszcze bardziej obrzydliwej formy. Co roku wyjeżdżając, przyrzeka sobie, że te święta będą ostatnimi, na jakich jest, ale kiedy matka dzwoni i prosi, aby przyjechał - trudno mu jej odmówić. W tym roku ma wyjątkowo dużo obaw, bo już ostatnio brat wprost zapytał go, czy przypadkiem "nie spedalił się w tej Warszawie, że dziewuchy nie ma". Właściwie to ma wewnętrzne przekonanie, że ojciec by go zabił, wiedząc, że spotyka się z Michałem. Obu ich tak naprawdę, więc o jakimkolwiek "coming out" w rodzinie nie ma mowy. Ale jak wytrzymać poczucie winy, że mamie będzie smutno i co ona powie wszystkim ciotkom, które tylko czekają na wieści o jego życiu. On ostatni w rodzinie z chłopaków jest wciąż bez żony i dzieci.

Oczywiście jak każda nasza dorosła decyzja, tak i ta związana np. z niejechaniem na święta do rodzinnego domu, niesie też stratę. Ale też zawsze przynosi coś dobrego do naszego życia. Bo jeżeli np. co roku ojciec upija się do nieprzytomności i nie chcemy po raz kolejny być tego świadkami, to także nie zobaczymy się z mamą. Jednak musimy wiedzieć, że przewrotnie w takiej sytuacji nasza nieobecność może dałaby do myślenia mamie, żeby postawić ojcu skutecznie granice. A to, że mamie będzie przykro, że nie przyjechaliśmy, to nie jest naszą winą, bo to ona przecież wybiera życie z tą osobą, jaką jest ojciec. My za to nie możemy płacić. A przewrotnie, może pozwoli wreszcie zezłościć się na ojca, a nie udawać, że problemu nie ma. Co odpowiadać więc, jak pyta, czy przyjedziemy? Może prawdę?

Bardzo Cię kocham mamo i z przyjemnością spotkałbym się z Tobą, ale zachowanie ojca sprawia mi tak dużą przykrość, że nie chcę więcej siebie na to narażać. Ale jeżeli masz ochotę, to zapraszam Cię do siebie w pierwszy lub drugi dzień świąt, to spędzimy sobie miło czas tylko razem.

Nie wszystko możemy mieć, ale też nie wszystko musimy przyjmować takie, jakie ktoś nam daje.

Nie nakładaj mi proszę, bo jestem weganką...

O ile osoby niejedzące mięsa są w stanie jeszcze coś zjeść na wigilii, o tyle weganie mają już kłopot. Zestaw tradycyjnych potraw świątecznych bowiem bogaty jest w majonez, jajka, ryby i inne przysmaki bardzo niewegańskie. Tradycja wielogodzinnych i kilkudniowych spotkań rodzinnych przy stole w okresie świąt, może być dla weganina istną katorgą w asyście frustracji bliskich i nieustających ataków i wyrażanego niezadowolenia.

Marzena ma 28 lat i od pięciu lat nie je mięsa, od dwóch jest weganką, nie nosi skórzanych butów czy kurtek, segreguje śmieci i udziela się w Greenpeace. Ma kochających rodziców i święta mogłyby być wspaniałym czasem dla niej, gdyby nie fakt, że zarówno matce jak i ciotkom, nie da się przetłumaczyć, że sałatka z jajkiem i majonezem nie jest w zgodzie z jej przekonaniami i jej nie zje. A ryba to też była istota żywa, więc także jej nie włoży do ust. I to nie ma nic wspólnego z wybrzydzaniem czy głupią modą. I tym bardziej nie świadczy o tym, że jej odbiło, bo "całe życie jadła i nic jej nie było, to przecież raz do roku może zjeść i nie musi robić przykrości matce i babci, bo się napracowały, a krzywda jej się nie stanie, jak zje kilka pierogów smażonych na boczku".

Mamy prawo do jedzenia lub niejedzenia niczego i z tego powodu nikt nie powinien nas przymuszać, ani też czynić z tego uwag. Jeżeli więc ktoś nieustannie to robi, mamy pełne prawo stawiać tej osobie granice grzecznie odmawiając. Wydaje się jednak, że będzie nam łatwiej to zrobić w sposób miły i nie powodujący spięć, jeżeli zadbamy o dwie sprawy. Po pierwsze to, że my mamy jakieś poglądy i decydujemy się czegoś nie jeść, nie oznacza, że mamy w drugą stronę prawić wszystkim jedzącym morały w tym temacie. Tym bardziej, jak jedziemy do domu rodzinnego, gdzie wszyscy mięso jedzą, a niekoniecznie są w stanie (albo mogą także nie umieć) przygotować smaczne dania wegańskie. Może warto w takiej sytuacji ugotować samemu albo kupić coś i przywieźć właśnie na czas świąt do domu rodzinnego. Wtedy my nie obciążamy nikogo naszym gustem, a inni nie czują się zagubieni, nie wiedząc czym nas mogą nakarmić. Natomiast w kwestii natarczywej babci wrzucającej co roku siłą na nasz talerz pieroga ruskiego albo rybę po grecku, możemy też poruszyć ten temat z nią, zanim do owego stołu usiądziemy. Bo przecież nie każdy musi rozumieć tę kwestię, a chcąc "od serca" zadbać o nas nie rozumie, że robi coś złego.

Dziękuję Ci babciu, że tak chcesz o mnie zadbać. Wiem, że od dziecka dawałaś mi zawsze najlepsze kąski i bardzo Ci jestem wdzięczna, że okazujesz mi tym swoją miłość. Natomiast teraz już nie jestem dzieckiem, dlatego jest mi przykro/ złości mnie gdy mnie do tego przymuszasz. Bardzo Cię kocham i nie chcę Ci sprawiać zawodu, jednak proszę Cię, abyś więcej nie robiła tego. Natomiast z wielką przyjemnością usiądę obok Ciebie przy wigilijnym stole, abyśmy mogły się często przytulać. Bo to dla mnie największy wyraz Twojego zadbania o mnie.

Bo tak jak oczekujemy szacunku od innych, tak dbając o swoje prawa, warto nie przekraczać granic innych. Spokojem i ciepłem więcej osiągniemy, niż stawaniem do walki czy dyskusjami psując atmosferę przy wigilijnym stole.

Zobacz także:

Tylko nie o polityce i szczepieniach...

Powinniśmy zdać sobie sprawę, że święta to czas rodzinnych spotkań w gronie osób, które rzadko widujemy i z którymi niekoniecznie mamy zbieżne poglądy. I to jest ok, dopóki oczywiście sposób ich wyrażania nie jest przemocowy. Nie oznacza jednak, że musimy od razu z tymi osobami poruszać tematy, w jakich te poglądy są sprzeczne. Nawet jeżeli ktoś temat np. polityczny postanawia poruszyć i zaczyna psioczyć, używając niecenzuralnych słów o tych, co tego człowieka popierają. A my akurat w tym gronie jesteśmy. W wielu domach wprowadza się już listę tematów zakazanych, aby uniknąć niepotrzebnych spięć. 

"- A jak czy ty nie uważasz, że to, co się dzieje w polityce, to już przesadza. A ten Tusk...."

Myślę sobie, że w tak wspaniały rodzinny magiczny czas jak święta, warto abyśmy nie poruszali tematów, które mogą wywoływać nieprzyjemne emocje. To co? Pośpiewamy może tato? Albo opowiesz nam, jak wyglądały święta kiedy Ty byłeś mały?"

To co? Kiedy ślub? Pamiętaj, że zegar biologiczny tyka i nie robisz się coraz młodsza...

Dla naszych babek, ciotek i nierzadko też matek, jedynym znanym scenariuszem oraz szansą na stabilizację finansową i spokojne życie było małżeństwo. Nie dziwne więc, że wizja 30-letniej singielki albo pary 35 latków żyjących "na kocią łapę" bez ślubu, zwiastuje tylko kłopoty i budzi dużą ilość lęku. Pewnie nie zawsze, ale w zdecydowanej większości celem tych pytań nie jest sprawienie nam nieprzyjemności, a wręcz przeciwnie, okazanie zainteresowania. Tym bardziej że nie ma zwykle zbyt dużo tematów do poruszenia, jak widzimy kogoś raz do roku, a dzieli nas przepaść pokoleniowa. Co nie znaczy oczywiście, że nawet z miłą intencją takie pytania mogą nie sprawiać czasem nawet ból.

Asia ma 38 lat. Elwira 29 lat. Są kuzynkami i jako dzieci bardzo się przyjaźniły. Teraz widują się tylko na święta. Asia od 10 lat stara się z mężem o dziecko. Od 3 próbują metody in vitro. Nie mówi o tym nikomu, bo wstydzi się tego i nierzadko ma poczucie bycia "wybrakowaną kobietą". Ma kochającego męża, za którym nie przepada część rodziny, bo nie raz reagował niemiło przy stole, gdy temat się zaczynał. W rzeczywistości chcąc odciągnąć uwagę od Asi, aby nie było jej przykro. Elwira jest aktualnie w drugiej ciąży, o której jeszcze nikt nie wie poza nią. Pierwsze dziecko wychowuje jej były mąż, który dostał do niego prawa, bo ona nie miała stałej pracy, więc Sąd zasądził mu główną opiekę. Aktualnie spotyka się z Rafałem, który ma problem z alkoholem, o czym także nikt nie wie. Ale rodzina go uwielbia, bo zawsze dużo mówi, każdemu polewa, jest towarzyski. Elwira boi się mu powiedzieć o ciąży, bo on nie chce mieć dzieci. Kiedy matka Elwiry żartuje o cykającym zegarze, matka Asi dopytuje o ślub Rafała i Elwirę. Obie nie zdają sobie sprawy, że ich milczące przy stole córki boją się zdradzić im prawdę. Z jednej strony obawiają się, że będzie o tym wiedziała zaraz cała rodzina, a poza tym wstydzą się przed sobą nawzajem. Trochę też zazdroszczą sobie, oceniając swoje sytuacje tylko po pozorach.

Kiedy podczas spotkania padają najbardziej niezręczne pytania, na które nie wiadomo jak odpowiedzieć, naprawdę nie musimy odpowiadać nic albo tak naprawdę powiedzieć, co nam się tylko podoba. Bo to nie my powinniśmy się wstydzić, że nie odpowiadamy ani że nie żyjemy w wersji, jaką ktoś uważa za właściwą/dobrą/bezpieczną. Niech się wstydzi ten, co pyta. Oczywiście, jeżeli chcemy jakoś zadbać o to, by odpowiedzieć z jednej strony miło, a z drugiej skutecznie zakończyć głupie dywagacje, możemy powiedzieć krótko i wprost. Za pierwszym razem może to być rzeczywiście żartobliwie, jeżeli widzimy, że rozmówca nie chciał nas urazić.

Rzeczywiście zegar tyka - to co? Czas na deser i prezenty?", "Już ciocia nie musi pytać - obiecuję, że jak będę w ciąży, to na pewno poinformujemy.", "Jak zdecydujemy się na ślub, to wyślemy oczywiście zaproszenie, a teraz może ciocia opowie, co u cioci w życiu ciekawego się dzieje?

Oczywiście, że nasze odpowiedzi nie zatrzymują tematu i mamy poczucie, że nasze granice są nadal wciąż naruszane, warto powiedzieć wprost, że jesteśmy już zmęczeni tym tematem i prosimy, aby ktoś zaprzestał dalszych pytań. I warto wtedy przekierować rozmowę na inne tory.

Niezależnie od wszelkich strategii, pytań i drażliwych tematów, warto zadać sobie przed świętami pytanie, w jakim gronie chcemy te święta po prostu spędzić. Robienie czegokolwiek na siłę, nigdy nie jest dobrym pomysłem. Może sam fakt, że damy sobie prawo do tego, by nie iść tam, gdzie nie chcemy, stworzy okazję do docenienia tego, co dobrego nas tam może jednak spotkać i da więcej przestrzeni na wybaczenie tego, co będzie nie tak. Z drugiej strony, jeżeli spotyka nas gdzieś dużo niemiłego, to czasem spędzenie świąt w gronie przyjaciół albo przy dobrej książce lub w ciepłych krajach - także może być dobrą alternatywą.

Radosnych, ale przede wszystkim zdrowych i spokojnych Świąt życzę Państwu. Niech te dni będą pełne wyrozumiałości i wdzięczności oraz doceniania tego, co mamy. Nawet jeżeli nie będą to święta w gronie rodzinnym.