Badania za pomocą urządzenia zwanego wariografem bądź poligrafem to bardzo nośny temat. Napisano o nich setki bzdur i nieco prawdy. A prawda jest stosunkowo prosta – to urządzenie może wychwycić wyłącznie pewne fizjologiczne reakcje organizmu, które są powodowane zmianami emocjonalnymi. Standardowo poligraf rejestruje takie parametry jak oddech, ciśnienie tętnicze i reakcje gruczołów potowych. Ale urządzenie nie działa samo – bardzo ważnym czynnikiem jest człowiek, który je obsługuje i który umie opracować pytania oraz odczytać wyniki. Bez tego badanie nie jest nic warte.

Przez trzydzieści lat byłem specjalistą w dziedzinie obsługi wariografu. Kiedy odchodziłem ze służby, koledzy sprawili mi wyjątkowy prezent – przywieziony ze Stanów jeden z pierwszych modeli tego urządzenia. W zasadzie nadawał się do muzeum, ale na emeryturze miałem sporo wolnego czasu, więc... przywróciłem go do życia. I – początkowo z nudów, a potem z ciekawości – zacząłem go testować na swoich znajomych.

Okazało się, że działa o wiele lepiej niż nowoczesne urządzenia tego typu, choć mój następca w komendzie, który też poddał się badaniu, orzekł, że to jest przede wszystkim zasługa operatora, czyli moja. No cóż – trzydzieści lat doświadczenia nie wyparowało przecież nagle tylko dlatego, że przeszedłem na emeryturę.

Kiedy mój syn, który prowadzi firmę rekrutującą do pracy, zaproponował mi spółkę, początkowo go wyśmiałem. No bo co to za pomysł? Ale po paru tygodniach doszedłem do wniosku, że skoro jest urządzenie, a ja mam wolny czas oraz wiedzę, to czemu by nie pomóc własnemu dziecku w pracy?

Byłem ciekaw, co z tego wyniknie

Z czasem okazało się, że zainteresowanych przebadaniem kogoś jest tak wielu, że musiałem założyć własną firmę. Syn zrobił mi tak zwany szeptany marketing i wkrótce oprócz potencjalnych pracodawców zaczęli się zgłaszać także zwykli ludzie. Najwięcej było... par.

Pamiętam tamten majowy dzień. Na umówione spotkanie przyszli oboje. On– mężczyzna w sile wieku, elegancki, teraz naburmuszony, ona – młodsza od niego, śliczna, ubrana jak z żurnala,  triumfująca i pewna swego. Przyglądałem się im i jak zawsze w takich sytuacjach zadawałem sobie pytanie: czy obecny stan emocjonalny każdego z nich pogłębi się, czy ulegnie radykalnym zmianom?

Niektórzy, przychodząc tu, sądzą, że da się mnie oszukać. Inni próbują podważać wyniki. Wielu niby chce poznać prawdę, ale gdy ona wychodzi na jaw, wcale im się nie podoba. Jak będzie tym razem? Cóż – przyszłość pokaże...

Zobacz także:

– Szanowni państwo, najpierw muszę parę rzeczy wyjaśnić – zacząłem standardową formułką. – Najpierw kilka słów o tym, jak przebiega badanie. Otóż na różne części ciała osoby badanej zakłada się czujniki podłączone do poligrafu i właśnie dzięki tym czujnikom urządzenie rejestruje reakcje organizmu.

Poligraf przedstawia je w formie graficznej, czyli w postaci wykresów ukazujących zmiany fizjologiczne w postaci krzywych zapisu.

Zauważyłem, że mężczyzna zaczyna nagle słuchać z niejakim zainteresowaniem, natomiast kobieta niecierpliwie wierci się na krześle. Niezrażony kontynuowałem:

– Badanie składać się będzie z trzech etapów: rozmowy przedtestowej, testu właściwego i rozmowy potestowej. Najpierw opiszę państwu urządzenie i zadam parę pytań na rozgrzewkę, potem podłączymy osobę badaną i dokonamy kalibracji urządzenia, później poproszę o odpowiedzi na serię pytań, a na koniec omówimy wyniki. Czy wszystko jasne?

Mężczyzna, już wyraźnie rozluźniony, skinął głową. Kobieta wstała energicznie.

– Zaczynajmy już – powiedziała.

– Zaraz, chwileczkę... – ostudził jej zapędy partner. – Mamy jeszcze jedną ważną kwestię do omówienia.

– Może potem? – odparła cierpkim głosem. – Pana – wskazała na mnie – nie interesują nasze prywatne sprawy...

Dopiero po chwili ugryzła się w język. Zrozumiała, że „prywatne” sprawy zaraz przestaną być dla mnie sekretem.

– Lepiej teraz – upierał się mężczyzna. – Bo widzi pan... – zwrócił się bezpośrednio do mnie – żona podejrzewa mnie o zdradę. I to badanie ma jej wykazać, że się nie myli. Oczywiście według mnie nie ma podstaw do takich podejrzeń... – zawahał się – ale ona nie chce mi uwierzyć.

– Wiem swoje – wtrąciła, lecz zbył ją tylko niecierpliwym machnięciem ręki.

– Otóż ja chciałbym, aby przed badaniem moja żona wiedziała, że jej podejrzenia są bezpodstawne, a domaganie się tego rodzaju dowodów na moją niewinność jest dla mnie upokarzające. Chcę ją prosić, żeby zrezygnowała i dała nam...

– Migasz się!? – wrzasnęła kobieta, wyraźnie wyprowadzona z równowagi. – Ostatnia szansa, co? O, nie ma mowy! Dowiem się prawdy, choćby nie wiem co!

– Owszem – powiedział mężczyzna zupełnie spokojnie. – Dowiesz się. Pytanie tylko, czy jesteś skłonna ją zaakceptować? No i, naturalnie, wszystkie konsekwencje, jakie za tym pójdą …

– Tak! I drogo cię to będzie kosztowało, zobaczysz – wysyczała mściwie.

Mężczyzna wzruszył ramionami.

– Sama tego chciałaś – powiedział zrezygnowany. – No to możemy zaczynać...

Kiedy już się zdecydował, nagle jakby wstąpiła w niego nowa energia. Bardzo sprawnie poszła nam część wstępna i ustawienie urządzenia, potem badanie właściwe, w którym cały czas uczestniczyła jego żona, w sensie biernej obecności. W ciągu pół godziny było w zasadzie po wszystkim. Ja już w trakcie wiedziałem, że wybuchnie awantura, ale przezornie milczałem, bo ciekawiła mnie niezmiernie reakcja obojga z partnerów. Oboje byli tak bardzo pewni swego.

Wreszcie skończyłem, złożyłem cały sprzęt i usiadłem przy niskim stole z wydrukami. Mąż wyraźnie odprężony rozsiadł się wygodnie w fotelu, a jego żona nerwowo bębniła palcami w blat stołu, czekając, aż zacznę mówić.

I wtedy się zaczęło...

– A zatem... – odchrząknąłem – zatem nie może być żadnych wątpliwości...

– Wiedziałam! – wykrzyknęła z triumfem. – Zapłacisz mi za wszystko!

– ...że pani mąż nie skłamał ani razu podczas badania, które przeprowadziliśmy – dokończyłem z kamienną twarzą.

– Że jak? – nie zrozumiała.

– Na wszystkie pytania odpowiadał zgodnie z prawdą, także na te dotyczące jego ewentualnej zdrady małżeńskiej.

– Czyli co? Nic?!

– Nie cieszy się pani? – zdziwiłem się, bo spodziewałem się innej reakcji.

Mężczyzna wkrótce wszystko wyjaśnił.

– Mówiłem ci – zwrócił się najpierw do żony – że robisz błąd, okazując mi tak kompletny brak zaufania. Kiedy się upierałaś, doszedłem do wniosku, że to nie tylko brak zaufania, ale i brak... szacunku. Bo widzi pan – spojrzał na mnie – pobraliśmy się, bo Irena miała być jakoby w ciąży. Oczywiście ciąża okazała się urojona. A ja dałem się złapać na najstarszy numer świata, bo jestem człowiekiem odpowiedzialnym i płacę swoje rachunki. Niemniej kochałem moją żonę. Może jestem starym głupcem, ale naprawdę ją kochałem. Inaczej nie znosiłbym tego wszystkiego tak długo. Niestety ona mierzyła mnie swoją miarką. Najpierw zaczęły się oskarżenia o zdradę, szpiegowanie, potem prowokowanie i wymuszanie przyrzeczeń. Wreszcie moja żona wpadła na pomysł z badaniem na wykrywaczu kłamstw i to przepełniło czarę goryczy...

– W tym wypadku chyba na wykrywaczu prawdy – wszedłem mu w słowo.

Mężczyzna skinął głową i uśmiechnął się smutno:

– No i miarka się przebrała… 

 Wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki kilka kartek i pokazał żonie.

– Co to jest? – zdziwiła się.

Pozew rozwodowy.

– A proszę bardzo! – zaperzyła się. 

– Bardzo chętnie puszczę cię z torbami. 

– Mój prawnik twierdzi, że dzisiejsza szopka stanowi powód do orzeczenia rozwodu z twojej winy – odparł.

Nagle z oczu kobiety zniknął gniew, a pojawił się strach. Zupełnie jakby powołanie się na prawnika ją otrzeźwiło. Chyba wreszcie zrozumiała, co zrobiła i jakie będą tego konsekwencje. W jej oczach pojawiły się łzy. Typowa babska sztuczka…

– Ale ja cię kocham... – wyjęczała.

– Bzdura! – żachnął się jej mąż. – Kochasz głównie moje pieniądze i pozycję, jaką ci one dają. I teraz będziesz musiała się z tym wszystkim pożegnać.

– Będę walczyć! – wybuchła. – Udowodnię w sądzie, że cię kocham, i nie dostaniesz tego rozwodu. Po moim trupie! Znajdę stu świadków, którzy zaręczą, że cię kochałam, dbałam o ciebie, a nasze problemy to wyłącznie twoja wina!

– Gdzie znajdziesz tych świadków?

– Mam dużą rodzinę i wielu znajomych. Nie wypłacisz się, puszczę cię z torbami, wyrwę ci ostatnią złotówkę! Mnie się nie porzuca! Słyszysz?! – piekliła się, ale mężczyzna zaraz ją usadził:

– Próbuj. Ale nie sądzę, żeby ci się udało. Tym bardziej że... – wyjął z kieszeni dyktafon. – To chyba wystarczy w sądzie jako dowód, prawda?

Po raz pierwszy byłem wtedy świadkiem takiej sceny. Przyznam, że moja praca bywa czasem niezwykle ciekawa.