Koronawirus w Polsce: "Najbliższe trzy miesiące to będzie prawdziwe piekło" - mówi lekarz zajmujący się prognozowaniem rozwoju pandemii
"W grudniu możemy mieć więcej chorych niż było od wiosny do listopada razem wziętych. Jednego dnia będzie więcej zgonów niż w lecie przez cały miesiąc. Nagle okaże się, że w ciągu dnia trzeba przyjąć do szpitala tyle osób, ile wcześniej przyjmowano przez miesiąc." - mówi doktor Jakub Zieliński, z Zespołu Modelu Epidemiologicznego ICM Uniwersytetu Warszawskiego, zajmujący się prognozowaniem rozwoju epidemii koronawirusa.
Koronawirus w Polsce: prognozy na najbliższe miesiące
Z dnia na dzień rośnie liczba zakażonych koronawirusem w Polsce, w związku z czym rządz wprowadza kolejne obostrzenia. Zdaniem ekspertów w najbliższych dniach cały czas będzie tendencja wzrostowa, a chorych z koronawirusem będzie przybywać.
"Kiedy w marcu w Polsce pojawiły się pierwsze przypadki zakażenia koronawirusem, został szybko wprowadzony lockdown. To bardzo spłaszczyło epidemię, nie widzieliśmy tendencji wzrostowej, aż do września. Kiedy skończyły się wakacje i dzieci powróciły do szkół, dopiero tak naprawdę zaczęła się początkowa faza wzrostu epidemii. To, co obserwowaliśmy później było wykładniczym wzrostem. Najpierw było 500 zakażeń dziennie, potem 1000, jeszcze później 2 tys. Liczby podwajały się średnio co 7 dni. W ostatnim czasie ta tendencja wydłużyła się do 10 dni" - mówi dr Jakub Zieliński, z Zespołu Modelu Epidemiologicznego ICM Uniwersytetu Warszawskiego dla portalu abczdrowie.pl.
Zobacz także: Koronawirus w Polsce. Zmarło niemowlę zakażone COVID-19. To najmłodsza ofiara koronawirusa w Polsce
Eksperci z ICM każdego dnia analizują statystyki, niestety prognozy nie są optymistyczne i jesteśmy dopiero przed szczytowym momentem epidemii, który przypadnie na listopad i grudzień. "Według naszych obliczeń, faktyczna liczba dziennych zakażeń może być niedoszacowana nawet dziewięciokrotnie. Szacujemy to na podstawie analizy liczby zgonów, osób hospitalizowanych oraz wymagających podłączenia pod respirator. Biorąc to wszystko pod uwagę, obliczenia sugerują, że faktyczna liczba zakażonych to nawet 100 tys. dziennie. Doktor Zieliński podkreśla, że do oficjalnych statystyk "trafiają tylko osoby, u których wystąpiły objawy, bo tylko takie są testowane. Zdecydowana większość jednak przechodzi zakażenie w sposób bezobjawowy. Te osoby pozostają niezdiagnozowane i nieodseparowane od reszty społeczeństwa, więc mogą spokojnie się poruszać i nieświadomie zakażać innych".
To Cię zainteresuje: Nowe zasady kwarantanny od 3 listopada. Już nie dostaniesz telefonu z Sanepidu
Koronawirus w Polsce: co nas czeka?
Niestety prognozy ekspertów na najbliższe tygodnie są bardzo niepokojące.
W grudniu możemy mieć więcej chorych niż było od wiosny do listopada razem wziętych. Jednego dnia będzie więcej zgonów niż w lecie przez cały miesiąc. Nagle okaże się, że w ciągu dnia trzeba przyjąć do szpitala tyle osób, ile wcześniej przyjmowano przez miesiąc.
Taka sytuacja sparaliżuje całkowicie służbę zdrowia: "Chorzy zakaźnie niesamowicie obciążają system opieki medycznej, ponieważ potrzebują osobnej sali, w pełni zabezpieczonego personelu, który może pracować w krótszych odstępach czasu niż normalnie. Już przy liczbach 13-16 tys. zakażeń dziennie dotarliśmy do granicy wytrzymałości. W niektórych miejscowościach sytuacja jest bardzo ciężka. Karetki nie zawsze odbierają chorych z DPS-ów, co oznacza, że już niekiedy starych ludzi skazuje się na śmierć".
Przeczytaj również: Koronawirus: Czy rodzicom na kwarantannie z dzieckiem przysługuje zasiłek opiekuńczy? Nowe zasady
Światła nagle nie zgasną. Po prostu wyczerpią się wolne miejsca w szpitalach, karetki przestaną na czas zabierać chorych, którzy będą umierać we własnych domach. Najbliższe trzy miesiące to będzie prawdziwe piekło - mówi dr Zieliński.
Zdaniem eksperta przyczyną nagłego wzrostu zachorowań było otwarcie szkół i przedszkoli: "Poza otwarciem szkół, nic specjalnego nie stało się we wrześniu, ale nagle zaczęły rosnąć statystyki zakażonych. Coraz więcej było zachorowań wśród osób w wieku 30-40 lat, czyli takich, którzy mają dzieci w wieku szkolnym. Sama epidemia przestała rosnąć wokół jakiegoś konkretnego ogniska, tylko zaczęła być rozproszona. To wszystko wskazuje, że za wzrostem zakażeń stoi powrót dzieci do szkół. Najmłodsi przechodzą zakażenie bezobjawowo, więc ich nikt nie testuje. Nie wiemy, jaka jest skala zakażeń."
Przeczytaj także: Koronawirus: „Chorych jest coraz więcej, a personelu medycznego coraz mniej” – wpis tej lekarki daje do myślenia
Źródło: abczdrowie.pl