Reklama

Nie tylko ty cieszysz się na myśl o lecie. Jeszcze bardziej podekscytowane są kleszcze. Choć żerować zaczynają już wiosną, to lipiec i sierpień są dla nich czasem prosperity. A tegoroczne lato – po łagodnej zimie – szczególnie. Zapowiada się dużo wyższy niż zwykle wysyp tych pajęczaków z podgrupy roztoczy – nie jest to dobra wiadomość: szacuje się bowiem, że 20–50 proc. ich populacji może być zainfekowana.
Specjalista od chorób odkleszczowych, dr Wojciech Ozimek, tłumaczy: – Kleszcze to małe śmietniki pełne wirusów, bakterii i pierwotniaków. Wbijając się w skórę w poszukiwaniu krwi, mogą nam ten koktajl mikrobów do niej wpuścić i wywołać wiele groźnych chorób.
SĄ WSZĘDZIE
Nie odwołuj jednak z ich powodu wyjazdu na Mazury. Zwłaszcza że coraz więcej kleszczy żyje w miastach, bo tam mają więcej pożywienia. Spotkać je można więc nie tylko w lasach (głównie liściastych), na pograniczu z łąkami i na działkach, ale tak-że w przydomowych ogródkach i parkach. Co ciekawe, w Warszawie najwięcej – i to tych zakażonych – stwierdzono w... Łazienkach. Kleszcze zimują pod korą parkowych drzew, ale coraz częściej znajduje się je też między szczelinami ścian w blokach, gdzie mieszkają latami. Nie trzeba jednak od razu tym się martwić. Wbrew potocznym wyobrażeniom kleszcze nie skaczą, także nie spadają nam na głowy znienacka – to my je zgarniamy, dotykając kory i gałęzi, traw czy siadając na pieńkach.
Kleszcze tylko czekają na najlepszego dla siebie żywiciela. W zależności od gatunku (w Polsce mamy ich ok. 20) może nim być ptak, ale też mniejszy i większy ssak (np. pies).I człowiek. Gdy kleszcz znajdzie się na naszej skórze, wyczuwa pewne składniki chemiczne, pot, dwutlenek węgla, drgania, hormony i zaczyna wędrówkę po ubraniu w kierunku odkrytej skóry. Szuka miejsca, gdzie najłatwiej mu się wkłuć. Nie zauważamy tego momentu, bo ślina pasożyta zawiera substancje znieczulające. A potem zaczyna się wysysanie, które może trwać od kilku godzin do kilku dni. Co oznacza, że mamy czas, żeby go na sobie odnaleźć.
MUSISZ ICH SZUKAĆ
Nie ma co się łudzić, że przed kleszczem ochronią nas repelenty. – Żeby były stuprocentowo skuteczne, musiałyby zawierać niebezpieczne dla człowieka stężenie DEET – tłumaczy dr Ozimek. – Poza tym ich użycie osłabia naszą czujność Mamy poczucie, że kleszcze nam nie grożą. A to nieprawda. Po powrocie ze spaceru po terenach zielonych zawsze oglądajmy bardzo uważnie siebie i bliskich, zwłaszcza dzieci. O ile dorosły kleszcz ma ok. 2 mm, to już nimfa, jego młodociana postać, jest maleńka (ma 1–1,5 mm).
Łatwo ją pomylić choćby z ziarnkiem maku lub piasku, a to ona oraz larwa kleszcza są najbardziej niebezpieczne, ponieważ najintensywniej rozsiewają bakterie. Warto więc po przyjściu do domu wziąć prysznic i obejrzeć całe ciało. Zdjęte ubranie można wyprać lub włożyć na godzinę do suszarki z wysoką temperaturą. Często bowiem kleszcz, który nie zdążył się wkłuć, wciąż wędruje po ubraniu.
USUŃ INTRUZA
Owada, który wbił się w ciało, trzeba się pozbyć jak najszybciej. Nie jest to, niestety, proste: aparat gębowy tego pajęczaka wyposażony jest w kolce utrudniające usunięcie. – Nie tylko należy go wyciągać, ale też jednocześnie delikatnie wykręcać – instruuje dr Ozimek. – Nie wolno smarować go spirytusem czy masłem, bo wtedy owad się dusi i wprost do rany zwymiotuje przenoszone przez siebie drobnoustrojami. Gdy usuniemy już kleszcza, warto sprawdzić, czy zaraził nas boreliozą albo inną chorobą odzwierzęcą. W tym celu ciało owada należy wysłać do specjalistycznego laboratorium (Poznań – www.cbdna.pl; Puławy – www.piwet.pulawy.pl). Koszt testu: 55–600 zł.
CZYM NAS ZARAZI
Nawet jeśli badania wykażą, że kleszcz był zakażony, nie znaczy to jeszcze, że będziemy chorzy. Często mamy na tyle sprawne mechanizmy obronne organizmu, że nie zachorujemy, chociaż zostanie w nas ślad kontaktu z bakterią – dodatnie wyniki badań krwi na przeciwciała. Bywa jednak, że do dwóch tygodni po ukąszeniu zaczniemy obserwować u siebie niepokojące objawy, np. gorączkę, sztywnienie karku, zaburzenia świadomości, tracenie przytomności.
Lekarz może wtedy podejrzewać kleszczowe zapalenie mózgu. – Takich przypadków nie jest wiele, najwyżej 200–300 rocznie – mówi dr Ozimek. – Ale i ich można uniknąć, bo zapalenie mózgu to jedyna choroba odkleszczowa, na którą jest szczepionka (kosztuje 80–150 zł). Decyduje się na nią jednak tylko 1 proc. Polaków.
Kleszcze przenoszą też babeszjozę. Jej najczęstsze objawy to bóle głowy, rozbicie, a w miejscu ukąszenia pojawia się grudka. Także: anaplazmozę (uczucie rozbicia, bóle mięśniowe), bartobellozę (gorączka, dreszcze, nudności, bóle gałek ocznych). Najczęściej pojawiająca się choroba odkleszczowa to borelioza, zwana też chorobą z Lyme. Według danych Państwowego Zakładu Higieny w 2014 roku odnotowano ok. 14 tys. zachorowań. – W rzeczywistości chorych mogą być miliony – uważa dr Ozimek – tylko o tym nie wiedzą i latami leczą się na dolegliwości reumatologiczne lub kardiologiczne. Mało kto bowiem kojarzy, że mógł być ukąszony przez kleszcza.
TO BORELIOZA
Łatwo ją zdiagnozować, ale tylko jeśli występuje tzw. rumień wędrujący – czerwona, okrągła, powiększająca się plama, która pojawia się między 7. a 60. dniem po ukąszeniu. Bez leczenia może się utrzymywać nawet kilka miesięcy, a potem sama zniknąć. Niestety, ta wyraźna wskazówka zakażenia boreliozą występuje tylko u co trzeciego zainfekowanego. Reszta chorych ma objawy, które łatwo można przypisać całej palecie innych chorób. Są to np. dolegliwości grypopodobne – poty, dreszcze, fale gorąca, zmęczenie, ociężałość. Ale również bóle i obrzmienie stawów, drętwienie kończyn, języka, sztywność i bóle szyi, bóle i skurcze mięśni, tiki (np. twarzy).
Oznaką boreliozy mogą być też: kołatanie serca, skoki ciśnienia, rozmyte widzenie, czarne plamy przed oczami, bóle uszu i dzwonienie w uszach, problemy z koncentracją, czytaniem, trudności z myśleniem, luki pamięciowe, porażenie nerwów, w tym twarzowego.
Uwaga! Aby podejrzewać u siebie boreliozę, trzeba zaobserwować występowanie kilku objawów. Jeżeli tak jest, należy zgłosić się do lekarza chorób zakaźnych albo zrobić badania prywatnie. – W Polsce wykrywalność boreliozy jest fatalna – ubolewa dr Ozimek. –
Najpopularniejszym i najtańszym testem jest ELISA, której wiarygodność nie przekracza 30–50 procent, czyli co drugiej osobie daje fałszywy wynik. Dlatego badanie powtarza się testem Western-Blot, który daje pewność na poziomie 50–85 proc. Jest także nowy, porównywalnie czuły test LYME C6 (koszt ich wykonania prywatnie to ok. 200 zł). Najdroższym badaniem jest LTT (ok. 500 zł). – W Polsce LTT jest prawie niepraktykowane, w Niemczech to główna metoda diagnozowania, zwłaszcza przypadków tzw. neuroboreliozy. Ja zlecam LTT swoim pacjentom i wysyłam próbki krwi do Berlina.
Żaden test nie daje jednak pewności, stąd najlepszą taktyką jest wykonywanie trzech różnych badań. – Wkrótce ma być dostępny nowy test, wykrywający Borrelię w moczu. Nie tylko wyjątkowo czuły, ale również będzie można go przeprowadzić zaraz po kontakcie z kleszczem.
TYLKO ANTYBIOTYK
Teraz badania można wykonać nie wcześniej niż 4–6 tygodni po ugryzieniu – wówczas we krwi pojawiają się przeciwciała. Opanowanie choroby z Lyme bywa trudne, dlatego lepiej jak najszybciej rozpocząć leczenie. Jeżeli walkę z boreliozą zacznie się w miarę wcześnie, szanse na wyzdrowienie wynoszą 90 proc. Przewlekłe postaci choroby mogą jednak pozostawić trwałe zmiany w organizmie. W terapii stosuje się antybiotyki, a pacjent do ustąpienia ostatnich objawów powinien być pod opieką lekarza. Można (ale po konsultacji z lekarzem) wspomagać zdrowienie metodami naturalnymi. Ich entuzjaści szczególnie zalecają stosowanie rdestu japońskiego, traganka, vilcacory i żeń-szenia.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama